Jest ciepły wrześniowy wieczór. Zatopiony w ciemnościach pokój robi wrażenie pustego i niezamieszkałego. Mrok opanował wszystkie zakamarki tego ponurego i cichego miejsca. Na kanapie leży kurtka, a obok miej płyta z okładką w czerwonych barwach. Jeszcze dalej możemy (jest trudno, ale jednak możemy) dostrzec czysty (dosłownie i w przenośni) notes i perfekcyjnie zatemperowany, zielony ołówek pewnej znanej firmy, trudniącej się między innymi wyrobem… ołówków, cóż za zaskoczenie. Nagle do pomieszczenia wchodzi równie posępna persona co sam pokój. Po ruchach ciała widać, że słabo mu się powodzi, albo że jest kolesiem, który pisze w Polsce muzyczne recenzje. O, sięga po płytę – zatem na bank recenzent. Zapala światło, patrzy chwilę na okładkę i nagle rzuca ją dokładnie tam, gdzie leży notes z perfekcyjnie zatemperowanym ołówkiem pewnej znanej firmy... Czy ja was zanudzam? Anyway, wreszcie enigmatyczna postać przemawia.
Ja: Ej, wiecie co? Jest wrzesień, więc ja wciąż mam wakacje. A jeśli ma się wakacje, to trzeba z nich korzystać, prawda? Więc przykro mi, ale nie będzie tej recenzji, bo póki jest jeszcze w miarę ciepło, to trzeba wyjść gdzieś z domu. W końcu ostatnie dni wolne od nauki (niby potem zaczyna się nauka, jasne).
Dryń, dryń.
Ja: O, dostałem sms-a, już na mnie czekają. Więc sami widzicie, przygoda wzywa. Choć wiem, że takie wojaże grożą śmiercią pod kołami auta, motocykla czy roweru, to jednak ryzykuję i jestem gotów na spotkanie ze śmiercią. To na ra...
Do pokoju wparował mój głupi kot.
Ja: Ej, a ty tu czego? Kuweta stoi zupełnie gdzie indziej.
Mój głupi kot: Jezu, czemu głupi, za grosz szacunku dla zwierząt. Poczekaj, mam kontakty z PETA, już oni cię załatwią.
Ja: No dobra, masz, ciesz się. (magia)
Mój kot: Jak to twój? Myślisz, że jestem twoją własnością?
Ja: Bosz... (magia) [2]
Kot: No widzisz, od razu lepiej, chociaż gdyby zamiast tego dać moje imię, albo najlepiej moje dwa...
Ja: Yo man, nie ma czasu na takie głupoty, dostałem sms-a, jestem ustawiony i już mnie tu nie ma, nara.
Kot: I ciągle ten polski hip-hopowy slang, co ty człowieku, myślisz, że jak skończyłeś podstawówkę, to już jesteś wykształcony?
Ja: Ej, co ty masz do polskiego rapu? Weź se posłuchaj Mesa, K 44, Molestę, Pezeta...
Kot: O lol, człowieku, weź ogarnij, co ty w ogóle p*********?
Ja: No i widzisz, naczelna cię ocenzurowała.
Kot: Dlaczego?
Ja: Bo jesteś na blogu, który czyta inteligentna młodzież, a nie jakiś podrzędny plebs z rynsztoka, łapiesz?
Kot: I zawsze jak coś powiem niecenzuralnego, to pojawią się te gwiazdki?
Ja: No zawsze.
Kot: No dobra, to zróbmy inaczej. (odchrząknął) Co ty w ogóle powiadasz? No i teraz wszyscy będą myśleli, że jestem lamusem.
Ja: Dlaczego dopiero teraz? (na ustach recenzenta pojawia się szyderczy uśmiech triumfu)
Kot: Ej dobra, chodziło mi o to, że Pezet teraz gra dubstepy, a nie hip-hop. Słyszałeś chociaż „Supergirl”?
Ja: Co ty p... owiadasz? No to się porobiło. Ale to nie zmienia faktu, że każdy może mówić jak mu się podoba. A zresztą nie mam już czasu, lecę, elo.
Kot: Ech... No to powiedz chociaż o czym miała być ta recka?
Ja: Jaka re…? A dlaczego kogoś takiego jak ty, w sensie kota interesuje to, o czym mam pisać reckę? Serio, bo dla mnie to jest nienormalne.
Kot: Mocne słowa jak na kolesia, który od jakiegoś czasu gada ze zwierzęciem (jakże wspaniała riposta i jeszcze bardziej triumfalny uśmiech pojawia się na tym razem na usta… na kocie)
Ja: Ok, ok, dobra. Nowa płytka The Killers, kojarzysz typów?
Kot: Nowa płytka The Killers powiadasz? Battle Born tak? Słyszałem. Stary, jakie g****.
Ja: Aha, Natalia jest czujna, szybko zmień słowo na takie, żeby pasowało do kontekstu i żeby miało 5 liter i żeby jeszcze zaczynało się na g, bo inaczej na zawsze zostaniemy uwięzieni w tej recenzji jak w wirtualnym więzieniu. NA ZAWSZE!
Kot: Co?! Ale wcześniej! Że jak? Nie! NIE!!! Czekaj! Chwila! (intensywnie myśli, a serce wali mu jak dzwon Zygmunta)
Ja: Szybko! Czas leci! Trzy, dwa, je…
Kot: Czekaj! Mam!: Stary, jakie gupie.
Ja: Hehe, ale dałeś się nabrać koleś .
Kot: Weź człowieku, to ty jesteś nienormalny, ja tu mało co nie padłem na zawał, a ty se żarty robisz z kota…
Ja: No dobra, sorry. Żeby cię pocieszyć, powiem ci, że też słuchałem Battle Born i również uważam, że… to głupia płyta.
Kot: Serio? No, przynajmniej tu się zgadzamy :)
Ja: No tak. No ale trzeba przyznać, że kiedyś The Killers byli żenującą kopią New Order i całego tego 80s’owego, post-punkowego grania, a teraz…
Kot: Są żenująca kopią Def Leppard!
Ja: Exactly man! Trafiłeś w punkt! W ogóle maniera tych kawałków… Przecież to momentami brzmi jak wszystkie najgorsze momenty Muse w pigułce, w połączeniu z jakimś miałkim hard-rockiem tudzież emo-rockiem czy czymś tam.
Kot: A dotrwałeś do końca? Ostatni, w dodatku tytułowy utwór, wymiata po całości, he he.
Ja: No wiem, jak można oprzeć utwór na akordach z „Baba O'Riley”? Dla mnie to profanacja i totalny szajs.
Kot: No, a w dodatku melodie w każdej piosence są takie banalne, wymuszone i nudne. Ile słyszałeś ciekawszych kawałków od „Runaways”?
Ja: Bo ja wiem, jakieś 200, może 300?
Kot: Nie pytam ile słyszałeś lepszych kawałków w tym roku, tylko ile słyszałeś lepszych kawałków w ogóle?
Ja: Nie wiem! Milion? Człowieku! Mam te...
Kot przygląda się z pogardą recenzentowi, a w jego oczach można dostrzec rządzę zemsty…
Ja: No dobra. He he, człowieku. (grzeczniej) Kocie, mam teraz usiąść na krześle i zacząć się zastanawiać? Przez to, że mnie zagadałeś spóźnię się na umówione spotkanie.
Kot: O, a będą na tym spotkaniu jakieś fajne kotki? :)
Ja: Jasne, że bę... Zaraz! Chwila! Ty masz na myśli kotki w sensie... Tego to ja nie wiem, ale raczej nie idziemy pod płot. A co, chcesz iść?
Kot: Jasne, czemu nie?
Ja: Wziąłbym cię ze sobą, ale…
Kot: Ale co??
Ja: Ale musisz napisać za mnie reckę The Killers.
Kot: Ja!? Nie! Nie zrobisz mi tego! Proszę, weź mnie ze sobą, mogę założyć buty, mogę nawet zrobić takie oczy jak ten kot ze Shreka 2…
Ja: Kot w butach… Dobra, pierwsze koty za płoty, co jeszcze możesz dla mnie zrobić?
Kot: Tak, pierwsze koty w butach za płoty. Yyy, na przykład mogę ci załatwić numer telefonu kobiety-kot (można przy niej dostać kota, serio)
Ja: A tak przy okazji, nie jesteś już z panią kot?
Kot: Wiesz, najpierw bawiliśmy się w kotka i myszkę, to było fajne. Potem jakoś było, przez jakiś czas żyliśmy na kocią łapę, ale jej to nie odpowiadało, więc zaczęliśmy drzeć ze sobą koty, aż w końcu... pogoniła mi kota...
Ja: Ech, to bardzo smutna historia, nawet się wzruszyłem i tak dalej, ale ja już muszę się zwijać…
Kot: Zostawiła mnie… (prawie płacząc) I co ja teraz zrobię…
Ja: Ok, to cześć, fajnie było pogadać…
Kot: Jak mogła to zrobić? A przecież nauczyłem ją otwierać puszki ogonem… (wybucha płaczem)
Ja: Ech… dobra. Kocie? (kot ociera łzy i odwraca głowę w kierunku recenzenta) Przynajmniej teraz wiem, dlaczego chodzisz swoimi własnymi drogami jak...
Kot: (już w formie) Wiem Einsteinie, jak kot...
Ja: Tak, ale ja już naprawdę muszę iść i wiesz co? Możesz iść ze mną jeśli chcesz...
Kot: Naprawdę? Super! Ja za to napiszę ci tę reckę!
Ja: Serio? Bo wiesz, my tu sobie gadamy, a w zasadzie nie licząc kilku zdań, nie powiedzieliśmy o nowym długograju The Killers dosłownie NIC!
Kot: Czekaj, zaraz wszystko będzie. Musisz mi tylko powiedzieć, tak jednym słowem, żebym wiedział co i jak… wiesz, jakbyś miał wydusić z Battle Born samiutką kwintesencje, to jakie to byłoby słowo?
Obaj myślą, aż nagle…
Ja i Kot: Dramat!
Kurtyna spada w dół.
Absolutny brak braw czy oklasków. Zza kurtyny dochodzą tylko dwa ciche głosy:
Ja: Ej, a serio znasz kobietę-kot?
Kot: No co ty, myślałem, że to cię jakoś zachęci.
Ja: Czyli ten cały występ z mamrotaniem i płaczem, to zwykła ściema, tak?
Kot: Musiałem coś ściemnić, żebyś mnie zabrał, c’nie?
Ja: Ja powiadam…
Tomek