
Sezon letnio-festiwalowy w pełni. Powoli, wielkimi krokami zbliża się kolejny znaczący event na mapie festiwalowej Polski. Mowa o festiwalu Tauron Nowa Muzyka, który odbędzie się w Katowicach. Jak zwykle nie zabraknie całej śmietanki znamienitych artystów z pogranicza elektroniki i nie tylko. Oczywiście mamy oko na tak wspaniałe wydarzenia, więc prezentujemy Wam drodzy festiwalowy mini-rozkład jazdy. Koncept jest prosty: wybieramy spośród wszystkich gwiazd line-upu okrągłą dwudziestkę i staramy się w kilku zdaniach przybliżyć ich sylwetkę, a także dać jakieś sample ich twórczości. czemu wybieramy, a nie opisujemy wszystkich jak leci? To proste. Staramy się przekazać Wam szczyptę naszego światopoglądu dotyczącego muzyki, tym zajmuje się przecież każdy portal czy blog muzyczny. Drugą kwestią jest narzucenie sobie pewnego ograniczenia. Nie ma sensu opisywać każdego, bo w życiu nie jesteśmy w stanie przeżyć wszystkiego. Cała nasza egzystencja opiera się na selekcji i wyborze: od zdecydowania, którą nogą wstajemy z łóżka, po wybór między kawą i herbatą przy śniadaniu, rozstrzygnięcie kwestii, czy lepsze są lody waniliowe czy czekoladowe, a może jeszcze inne, aż po wybór osoby, z którą chcemy spędzić życie i umrzeć przy niej. Widzicie zatem, że sprawa jest baaaaardzo poważna, wkrada się eschatologia momentami. A czemu akurat dwadzieścia? To proste! Było dwudziestu krasnoludków, było dwudziestu rozbójników, wszystko dzieje się za dwudziestoma wzgórzami, no i oczywiście po dopiero dwudziestce zaczyna się prawdziwe życie. Czy to wszystko przypadki? NIE SĄDZĘ.
W niniejszym przeglądzie nacisk położony został na najbardziej warte uwagi wydarzenia oraz na tych artystów, których z różnych przyczyn mało kto kojarzy czy zna. Czemu w ten sposób? Bo nie ma sensu zapraszać po raz kolejny na Jamiego Lidella, Kamp! czy Oszibarack, bo każdy z Was doskonale wie, że to świetni artyści i sami doskonale wiecie, że na ich występy warto się wybrać. My przybliżamy tych, których możecie nie kojarzyć lub tych, których możecie nie kojarzyć, a zdecydowanie powinniście! Ale warto wspomnieć, że performance'y takich ekip czy wykonawców jak Jets, Ocet, MMOTHS, Coma, Nivea, Yosi Horikawa, Mimetic (sprawdźcie KONIECZNIE, mi po prostu nie zmieścił się do dwudziestki), Redinho, Spencer i całej, calutkiej reszty też będą wymiatać konkretnie, możliwe, że nawet lepiej niż występy bandów, które znalazły się w wyłonionym spisie. Po tej krótkiej prezentacji i "wytłomaczeniu" się z tego i tamtego zapraszam do lektury wszystkich zainteresowanych.
MATIAS AGUAYO & MOSTRO LIVE SHOW

Reprezentacja Kompaktu też będzie na Tauronie obecna. Co prawda najnowszy album chilijskiego producenta The Visitor nie ukazał się w tej znakomitej wytwórni, to jednak dwa pozostałe krążki wyszły właśnie pod auspicjami niemieckiej oficyny. A przechodząc do samego Matiasa: udaje mu się wytwarzać przedziwną tech-house’ową mieszankę okraszoną eksperymentalnymi trickami, często związanymi z onomatopeicznymi zabawami słownymi i ogólnie z głosem. Prawdopodobnie największe apogeum artysta osiągnął na drugiej płycie Ay Ay Ay, ale zdania w tej kwestii są podzielone. Istotniejszym wydaje się fakt, że można się spodziewać z jego strony dość niecodziennego widowiska. I zapewniam Was – to na bank nie będzie nudny i przegadany show, przypominający polityczną debatę or something like that.
Posłuchaj: „Rollerskate”, „Menta Latte”, „New Life”AMON TOBIN PRESENTS TWO FINGERS (DJ SET)

Gdyby zapytać organizatora Nowej Muzyki o ikony elektroniki grające na festiwalu, ten prawdopodobnie odpowiedziałby: „ikon ci u nas pod dostatkiem, a jedną z nich jest Amon Tobin”. Brazylijski producent jest być może największą gwiazdą katowickiej imprezy. Na taki status złożyły się niezwykle przełomowe albumy: Permutation, a zwłaszcza Bricolage. Stylistyka przybysza z Ameryki Południowej charakteryzuje się niezwykle połamaną, niemal matematyczną strukturą beatów, składającą się na niemal lounge’ową muzykę, pomagającą wygrać z czasem wszystkim zmęczonym duszom. Na Tauronie mistrz przyjedzie jednak z setem swojego side-projectu. Two Fingers oscyluje wokół hip-hopu i glitchu, oraz dość szeroko pojętego eksperymentu. W sumie wiele gatunków łączy się tu w jedną całość. Wszystko to składa się na absolutny must see imprezy.
Posłuchaj: „Stripe Rhythm”, „101 South”, „Vengeance Rhythm”DARKSTAR

Panowie z tego elektronicznego projektu przenieśli się do Warpa z Hyperdubu, aby tam wydać swój drugi studyjny album News From Nowhere. Jednak zmiana wytwórni nie zmieniała estetycznych horyzontów producentom. Nadal kontynuują wytyczoną na debiutanckim North nieśpieszną, ciepłą i spokojną plątaninę dźwięków. Nadal ich muzyka jest przytulna oraz kojąca, a zatem świetnie sprawdza się w roli sedatywnego środka muzykoterapeutycznego. Zamiast agresywnych i szarpiących nerwy ekstatycznych grzmotów, członkowie Darkstar będą uspokajać swoimi dźwiękami, tworząc lekko odrealnioną, nieco marzycielską atmosferę. Zapewne wielu festiwalowiczów z przyjemnością wchłonie ten chłodny i delikatny zarazem elektroniczny koktajl. Nie bójcie się, na pewno nikt nie zaśnie, ale będzie można się bardzo łatwo rozmarzyć. Ci goście wcale nie są spod ciemnej gwiazdy.
Posłuchaj: „Aidy's Girl Is A Computer”, „Amplified Ease”, „A Day's Pay For A Day's Work”DEADBOY

Jak na zdechlaka Allen Wootton poczyna sobie naprawdę wporzo. Kolejny przedstawiciel labela Numbers (na festiwalu przewidywany jest zresztą showcase tej oficyny) to obecnie jeden z najgorętszych producentów 2-stepowej elektroniki. Zaskarbił sobie sympatie interesującymi kawałkami o specyficznym parkietowym potencjale. No koncie Allena już jest kilka epek (przede wszystkim świetna misz-maszowa Here i tegoroczna Blaquewerk, o zabarwieniu post-technicznym). Gość ma naprawdę spory potencjał i wydaje mi się, że przyszłość należy do niego. Radzę mieć oko na tego niepozornego chłopaczka, po już wkrótce może być o nim bardzo głośno w niektórych kręgach (a może nawet weźmie się za produkcje Britney albo Rihanny i wtedy dopiero będzie). Uderzajcie śmiało i nic nie bójcie – nawet nieżywi zaczną się ruszać podczas występu Deadboya. OH YEAH!
Posłuchaj: „Black Reign”, „Ain't Gonna Lie”, „Wish U Where Here”DJ KOZE

Zwracam szczególną uwagę na tego pana. Stefan Kozalla proponuje na swoich płytach (raptem dwie pozycje w dyskografii) zbiór bardzo spójnej, przyjemnej i świeżej elektronicznej muzyki do tańca. Przy tym wszystkim producent jest wierny tradycji i zachowuje w pewien sposób old-scoolowego ducha. Taka jest właśnie Amygdala, czyli druga studyjna płyta gościa. Oprócz gwiazdorskiej obsady (na albumie pojawiają się chociażby Caribou, Apparat czy Matthew Dear), DJ Koze stwarza swoją autorską elektroniczną siatkę, w którą łapie najbardziej frapujące pomysły i rozwiązania, a następnie wszystko to uwalnia i pozwala żyć swoim życiem. Absolutnie polecam występ Stefana, przede wszystkim dlatego, że sam nie wiem co też niemiecki grajek może zaprezentować w wersji live. Wydaje mi się jednak, że publika nie będzie zawiedziona. Wręcz przeciwnie.
Posłuchaj: „Nices Wölkchen”, „Magical Boy”, „I Want To Sleep”HOLLY HERNDON

Czyli nowa postać w mieście poszukującego techno. Na razie dorobek skromny, bo zaledwie kilka singli i jedna album Movement, ale i tak udało się artystce pochodzącej z San Francisco zabłysnąć tu i ówdzie. Jej muzyka to niespokojna hybryda minimalnego technicznego grania z IDM-owymi błyskami i trzaskami rodem z szurniętych płyt Autechre. Jednak Holly nadaję tej niewybrednej mieszaninie nieco ciepła i koloru, dodając tym mechanicznym soundscape’om humanistyczny wyraz. To dobrze, że już w tej chwili Tauron zaklepał jej występ, bo to świadczy tylko o nadążaniu za najświeższymi zjawiskami we współczesnej elektronice. Zatem możemy być dumni nie tylko ze wspaniałego doboru i line-upu, ale również z tego, że towar oferowany przez Nową Muzykę jest naprawdę nowy i aktualny. Holly zdecydowanie potwierdza te festiwalowe zamiary, dlatego jest się z czego cieszyć.
Posłuchaj: „Movement”, „Terminal”, „Fade”JON HOPKINS

Widzę, że dopiero teraz londyński producent święci triumfy na elektronicznym poletku, choć działa już w branży ładnych parę lat. Gościu studiował kompozycję, więc trochę się zna na rzeczy, stąd też na sukces nie czekał znowu tak długo. Współpracował z Brianem Eno, Davidem Holmesem czy… Coldplayem. Ostatnio zachodni recenzenci zachwycili się jego najnowszą produkcją Immunity. Na tym krążku Jon eksploruje wszelakie meandry elektronicznych sprzężeń: od IDM-owych nakręcanych struktur po błyszczące jak cyferblat syntezatorowe pociągnięcia, na stanowczym techno kończąc. Co zrobić, żeby jego występ był zadowalający? Wystarczy przenieść energię i pomysły z longplayów na sceniczny pokaz i wszystko będzie cykać jak w szwajcarskim zegarku. Kolejny dobry strzał organizatorów, grzechem byłoby nie zerknąć.
Posłuchaj: „One Eye Signal”, „We Disappear”, „Lights Through The Veins”LFO

Kolejni Wielcy, dla których brak mi już słów. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale to właśnie duet LFO (teraz już tylko sam Mark Bell) przecierał ślady wszystkim niedoświadczonym adeptom techno o basowym podłożu. Ich debiut Frequenicies to do dziś żelazny klasyk i jeden z kamieni milowych eksperymentalnego techno. Na kogo nie wpłynął ten krążek? Na całą falę techno-dzieciaków, na gości pokroju Lone’a, Jimmy’ego Edgara czy Scylopsa oraz na całą dziwaczną elektronikę jak choćby Studio czy The Knife (sprawdźcie sobie kawałek „Narture” – czyż to nie jest nieśmiała antycypacja chłodnego wstążkowego synth-popu Silent Shout?). Ale co tu dużo mówić, każdy tak naprawdę wie kim dla dancefloorowej elektroniki są LFO, więc kończę gatkę i nawet nie próbuję zachęcać czy zapraszać, bo to byłoby wręcz nie na miejscu. Skoro wybieracie się na Tauron, to po prostu musicie zobaczyć LFO. No i pamiętajcie, że YOLO.
Posłuchaj: „LFO”, „Freak”, „We Are Back”LONDON GRAMMAR

Trochę kobiecych wokali na Nowej Muzyce też się znajdzie. Zafunduje to angielskie trio London Grammar (polecam sprawdzić genezę powstania zespołu). Ich eteryczne, skąpane w chłodnym trip-hopie i ciepłym downtempowym klimacie będą kolejnym przystankiem uspakajających tłum po bardziej intensywnych momentach. Melancholijna i wzruszająca oprawa kompozycji może spodobać się fanom The xx i podobnych smęcących kapel. Wydaje mi się jednak, że publiczność oglądająca show London Grammat nie zanudzi się na śmierć i nie będzie ziewać co dwie minuty. Te klimatyczne indiepopowe pioseneczki wytwarzają całkiem osobliwą atmosferę i dziwny słodko-gorzki klimat. Podejrzewam, że wielu festiwalowiczów zauroczy się tą muzyką. Będzie czego posłuchać i będzie na co (i na kogo) popatrzeć.
Posłuchaj: „Hey Now”, „Wasting My Young Years”, „Strong”MODERAT

Można rzec, że składy Moderat/Modeselektor to już ambasadorowie elektronicznej Polski. Prawdopodobnie co roku wpadają do nas z jakimś nowym projektem, nową płytą czy innym ciekawym przedsięwzięciem. Nie inaczej jest w tym roku. Moderat szykuje się właśnie do wypuszczenia swojego kolejnego, drugiego z kolei długogrającego krążka i dlatego nie omieszkają wpaść do nas i się pochwalić. Ich kawałki dryfują gdzieś między aksamitnym dubstepem, gładką, delikatną polichromiczną elektroniką, w którą wplatany jest charakterystyczny wokal. Na pewno kojarzycie jakieś kawałki tria, więc nie ma co się rozpisywać. Choćby przyczajony „Rusty Nails”, swoistego rodzaju „przebój” projektu. Czy nowa płyta zaskoczy nas czymś nowym? Tego przekonamy się już niedługo, a już na pewno jakaś odpowiedź padnie w Katowicach.
Pocłuchaj: „Rusty Nails”, „Bad Kingdom”, „A New Error”SKREAM

Czyli Olivier Jones, czyli obok Rustiego, Bengi, Rusko czy Jokera jeden z najbardziej reprezentatywnych przedstawicieli dubstepowego i grime’owego kierunku elektroniki. Na koncie na razie dwa studyjne albumy, dubstepowy projekt Magnetic Men, wiele remixów (chyba najbardziej znany i ceniony to ten dla La Roux) i oczywiście wiele dj-skich setów i imprez. Więcej niż pewne, że uda mu się rozruszać połamanymi rytmami zgromadzoną na feście gromadę łaknącą potężnej dawki tanecznych dźwięków. Nawet jeśli nie lubicie tego rodzaju muzyki, to i tak polecam się skusić. Jakiś czas temu moja koleżanka również twierdziła, że „dabstepy to nie dla niej”, ale po jednej imprezie z tego typu beatami radykalnie zmieniła zdanie i teraz ustawia się w pierwszych rzędach klubów. Może i w Was drzemie cichy dubstepowy duszek i czeka tylko na uwolnienie? Set Skreama będzie dobrą okazją na sprawdzenie tego. I obejdzie się bez krzyków.
Posłuchaj: „Blue Eyez”, „Midnight Request Line”, „How Real”VENETIAN SNARES

Powiem to otwarcie: Venetian to nieeeezły szajbus. Jego muzyką nie należy do zupełnie normalnej. Gość ma chyba jakieś artystyczne ADHD, bo nie może usiedzieć w miejscu. Ciągle coś się u niego zmienia, ciągle coś wykręca, ulepsza, podgina, podciąga, podbija… Raz wplata jakieś poważkowe tematy i motywy, innym razem tnie ekwilibrystycznym breakiem spod znaku abstrakcyjnego Aphex Twina jak ostrą brzytwą. Potrafi udekorować jazzowy albo techno-podobny pomost jakimś przedziwnym quasi-folkowym ornamentem, aby za chwilę przywalić potężną jungle’ową kaskadą fajerwerków. Nie da się ukryć – gość ma nie po kolei w głowie. Ale właśnie dlatego świetnie nadaje się na Nową Muzykę – takich ludzi nam trzeba, to pewne. Także jeśli uważacie, że coś z Wami nie tak, zagląda Wam w oczy groźba jakiegoś niepokojącego psychicznego niezrównoważenia czy coś w tym stylu, uderzcie w muzykę jegomościa Venetiana Snaresa. Całkiem niezłe remedium. Zresztą sam wypróbowałem, więc wiem co mówię.
SOPHIE

Jeśli ktoś zapytałby mnie o imię Sophie w kontekście muzyki, niemal natychmiastowo wyrzucałem z siebie tylko jedną personę: popową gwiazdeczkę Sophie Eliss-Bextor, mającą na swoim koncie kilka totalnie mega przebojowych singli i żadnego porządnego LP. Dziś jednak muszę dodać do wokalistki pewnego dość tajemniczego producenta o pseudonimie Sophie właśnie, określanego jako najnowszą rewelację na miarę Jamesa Blake’a. Wiadomo tylko, że jest z UK, ma Twittera i wydaje w prestiżowej wytwórni Numbers. No i znamy jego kawałki, ale też niewiele tego zatrzaskał. Najbardziej znanym trackiem jest w tej chwili „Bipp”. Trochę już zamieszał tu i tam i prawdopodobnie na tym się nie skończy. Tworzoną przezeń muzykę ciężko upchnąć w jakieś zatwardziałe ramy, ale głównie jest to dość pokręcona, tchnięta dekonstrukcją taneczna elektronika. I bardzo fajnie, będzie się można przy beatach Sophie nie tylko lansować, ale i dobrze bawić. Życzę Wam obu tych rzeczy.
Posłuchaj: „Bipp”, „Elle”, „Nothing More To Say / Eeehhh”OMAR SOULEYMAN

Kim jest Omar Souleyman? Cóż to za pytanie? Omar to już teraz legenda. Podobno wydał już tysiące płyt i wciąż nagrywa nowe. Energie czerpie ze słońca i z bezsennych nocy. A tak poważnie: Omar to naprawdę spoko gość. Współpracował z takimi artystami jak Caribou czy Björk (SŁABOOO?). I to wcale nie dlatego, że jest jakąś tam nowinką i urozmaiceniem. Nie. Po prostu ma smykałkę do totalnie pokręconych, niecodziennie zażerających hiciorów w klimacie arabskiego, hmm, disco? funku? Najogólniej mówiąc arabskiego popu z elementami folku oczywiście, bo tradycję trzeba szanować, wiadomo. Poza tym – jego koncerty można określić tylko jednym słowem: LE-GEN-DA-RY. Niestety nikt nie jest w stanie opisać co się na nich dzieje (nawet po Offie, na którym był Omar!), bo zwyczajnie nikt jeszcze nie wytrwał do końca, tak bardzo są intensywne i wykańczające ciało. Jedynie sam Omar wie co się tam dzieje, ale nie chce tego komentować. Nasz wysłannik próbował to z niego wydobyć, a nawet wydusić. Bezskutecznie. Tym goręcej zapraszam na ten gig. High Five z Omarem? Bezcenne.
Posłuchaj: „Leh Jani”, „Hedi, Hedi”, „Mendel”SQUAREPUSHER

Kolejna żywa legenda elektroniki na Tauronie. Nawet nie trzeba go zbytnio przedstawiać, każdy wie o co chodzi. Jego pozycja czołowego producenta Warpa jest niezagrożona i nigdy nie będzie. Po dziś dzień zachwycają jego połamane drill&bassowe wycieczki i fikuśne, skwaszone IDM-owe struktury i pocięte, scalone w niezwykle smaczne układy sample’owe obrazki. Kiedy wydawało się, że Tom Jenkinson powoli zmierza na zasłużoną muzyczną emeryturę, niespodziewanie wydał świetny krążek Ufabulum, który choć może nie wywraca do góry nogami współczesnej elektroniki, to jednak udowadnia moc i charakter weterana. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz w podobny sposób uda mu się ta sztuka, bo choć lata lecą, to jednak talent wciąż ten sam. Strzelam, że jeżeli jesteś czytelniku fanem nowoczesnej elektroniki, to występ Squera będzie dla Ciebie jednym z najważniejszych wydarzeń festu. I zupełnie się nie dziwię się, tylko przyłączam do tego.
Posłuchaj: „Don't Go Plastic”, „My Red Hot Car”, „Iambic 9 Poetry”THUNDERCAT

To jeden z moich faworytów na katowickim festiwalu, ale i nie tylko. Jego najnowszy, wydany całkiem niedawno, drugi krążek Apocalypce to jedna z najlepszych płyt w tym roku. Bez dwóch zadań. Stephen Bruner rządzi ostatnio nie tylko na polu nu-jazzu oraz contempo r&b tudzież soul, ale odważnie działa na takich poletkach jak disco, funk, post-dubstem czy glitch-hop. Ale się tego narobiło! Ale nie ma się co dziwić – typ tworzy bezbłędne, wykwintne (mówi stanowcze NIE harcerskim zmianom akordów) majstersztyki, nieraz obleczone w kosmiczną powłokę przyszłości (taki „Tenfold” mówi wszystko), a przy tym zachowują niesamowitą popową dozę energii (niemiłosiernie chwytliwy banger „Oh Sheit It's X” jako przykład – coś dla fanów Steviego Wondera circa 70s, circa Innervisions, circa „Highest Ground”). No i cóż jeszcze mogę dodać? Chyba tylko mogę się cieszyć, że Thunder do nas wpadnie i nieco rozrusza publikę na Nowej. Spodziewajcie się piorunującego widowiska.
Posłuchaj: „Without You”, „Tenfold”, „Walkin”TOSCA

Czas na trochę chilloutu na Nowej Muzyce. Austriacki duet od lat dostarcza nam najbardziej leniwej i kojącej dawki dźwięków. Z ich elektronicznymi pejzażami mogą konkurować chyba tylko takie bandy jak Air, Nightmares On Wax czy Quantic. Ilość epigonów już dawno przekroczyła rozsądną liczbę. Ich drugi krążek Suzuki to do tej pory absolutny klasyk gatunku i doskonały soundtrack do wakacyjnego nic-nie-robienia (sprawdzone). A najciekawsze jest to, że panowie przyjadą do Katowic promować swój najnowszy, wydany w roku obecnym krążek Odeon. Nieźle, za rok stuknie im jubileusz dwudziestoletniej działalności, a oni wciąż w formie i ani myślą zwalniać i odpoczywać. Może gdyby posłuchali swoich kawałków, to trochę by przystopowali? Pewnie tak, więc lepiej niech tego nie robią i nadal dojrzewają z podobnym skutkiem jak obecnie.
Posłuchaj: „Suzuki”, „Chocolate Elvis”, „Rondo Acapricio”VLADISLAV DELAY

Jeden z moich ulubionych producentów tego typu brzmień. I choć Sasu Ripati (to jest jego prawdziwe imię i nazwisko, ale pewnie wiedzieliście) sprawdza się jeszcze lepiej pod aliasem Loumo (przynajmniej w moim mniemaniu), to jako Vladislav Delay też sieje niezły popłoch. Jego gumowe, skąpane w ciepłej gipsowo-woskowej wydzielinie micro-house’owe beaty wprowadzają słuchacza w zupełnie nieźle porąbany zakątek czasoprzestrzeni, ewokujący wariacje późnego Black Dice, złagodzonego o 180 stopni. Ambientowe tunele wyścielone delikatnymi poważkowymi pasażami fortepianów czy innych instrumentów też znajdują się w repertuarze fińskiego wizjonera. Jeśli nie znacie jego twórczości, to polecam się w nią zagłębić, bo naprawdę jest w co. A na 100% pomoże Wam w zapoznaniu się z jego dokonaniami katowicki show, który, co tu się rozwodzić, zapowiada się niezwykle interesująco. Gotowi na podróż syntetyczną kapsułą w kosmiczne otchłanie?
Posłuchaj: „Vastaa”, „Lauma”, „The First Quartet”Za!

Kolejni wariaci w line-upie katowickiej imprezy. Przybędą do nas ze słonecznej Barcelony (dlatego brzmią jak hiszpańskie Battles) i pokażą co potrafią. A jak się domyślacie, potrafią całkiem dużo. Używają przeróżnych instrumentów (od totalnie klasycznego instrumentarium, po gitary, a skończywszy na najdziwniejszych elektronicznych gadżetach i zabawkach, no i oczywiście włączają tradycyjne instrumenty hiszpańskie). Choć grają teoretycznie niełatwą muzykę, to jednak brzmią jak dość klawy rockowy band z pojechanymi rytmicznymi gierkami. Oczywiście tylko przez chwilę, bo szybko zmieniają klimat na gorący noise’owy archipelag oblany wielokulturowym morzem. Wydaje mi się, że z łatwością porwą publikę zgromadzoną przy scenie. Tak naprawdę wszelkie działania hiszpańskiego duetu zmierzają ku świetnej zabawie i wprawianiu ludzi w hipnotyczny taniec. Pozostaje mi tylko Za!prosić Was na ten napędzany ognistym temperamentem spektakl.
Posłuchaj: „Gacela Verde”, „Nanavividedeñaña”, „Nouakchott”ZEBRA KATZ

Na tym koncercie powinno się dziać dużo. Kto nie słyszał jeszcze muzyki generowanej przez Ojaya Morgana, niech szybko nadrabia zaległości. Jego zatopione w mrocznym, gęstym i minimalistycznym sosie abstrakcyjne hip-hopowe jointy to rzecz absolutnie unikatowa. Klipy też rządzą, brakuje tylko jakiegoś większego wydawnictwa, którego ugruntowałoby pozycję Zebry w niezalowym środowisku. Projekt zaistniał dzięki odrealnionemu singielkowi „Ima Read”, będącym na tę chwilę stylistyczną wizytówką Ojaya. Ciekaw jestem co zaprezentuje na żywo, ale oczami wyobraźni widzę ludzi baunsujących przy jednostajnym, mesmerycznym rytmie skompresowanych, dark-hopowych szlagierów. Nie ma zmiłuj, Zebra Katz da szkołę zgromadzonej publice, nie ma co do tego wątpliwości. Podejrzewam, że nie będzie co zbierać go jego live-show. A to wszystko przy totalnie minimalnym użyciu środków. Propsuję, nie mam wyjścia.
Posłuchaj: „Ima Read”, „Y I Do”, „Hey Ladies”
Tomek