Atoms For Peace - Amok [2013]

Czy Amok brzmi jak kolejny album Radiohead? Jedni mówią: „Zapomnij, to ma być na poziomie płyt Radiohead? Żarty, tak?”. Inni mówią: „Pewnie, nawet lepsze to niż The King Of Limbs, jadę na Maltę, ziom”. No i tak jest zawsze, trzeba samemu sięgnąć po debiut tej jakby nie patrzeć „supergrupy” i dopiero wtedy będzie wiadomo jak jest naprawdę.
A trzeba przyznać, że tych związków między Atoms For Peace a macierzystą formacją Thoma Yorke’a jest sporo. Wiadomo – lider i wokalista jest tu głównym łącznikiem między zespołami. Ale jest jeszcze Nigel Godrich – wieloletni producent płyt autorów OK Computer, a także i Amoka. Ponadto w Atomach gra na instrumentach klawiszowych, gitarze, perkusji, a nawet działa w chórkach! No i jeszcze taka mała ciekawostka. Otóż singiel „Judge Jury And Executioner” wziął swoją nazwę od kawałka „Myxomatosis” formacji… Radiohead. To po prostu alternatywna nazwa tracku wyjętego z longplaya Hail To The Thief. No i last but not least: styl. Amok fakturowo i pod względem rytmiki rzeczywiście przypomina to, co działo się na The King Of Limbs zwłaszcza.
A propos, padło tu słowo supergrupa, czas więc wyjaśnić czemu. Jest Thom wraz z wieloletnim producentem, „szóstym członkiem” Radiohead. Co dalej? Na basie w Atomach popyla Flea z Red Hot Chili Pepers, ale to wiedzieliście. Natomiast mogliście nie wiedzieć, że za bębnami zasiada niejaki Joey Waronker, czyli niezwykle doświadczony i świetny pałker (w CV ma między innymi występy u boku takich wykonawców jak Beck, R.E.M czy Elliot Smith. A ponadto jest perkusistą zespołu Ultraista, którego mastermindem jest… Nigel Godrich). No i nie zapominajmy o jeszcze jednym gościu, który obsługuje elementy perkusyjne, czyli o Mauro Refosco (tym razem desant przyszedł ze strony RHCP). Skład został zawiązany po to, by odgrywać na żywo kawałki z debiutu Yorke’a The Eraser. Ale chłopakom tak dobrze się ze sobą grało, że postanowili wydać album. Więc zaczęli komponować, pisać i nagrywać, aż wreszcie pod koniec lipca, na półkach pojawił się debiutancki krążek Amok.
I przyznam otwarcie – to nie jest jednak ta sama jakość, którą znamy z płyt Radiohead. W kompozycjach Atomów największy nacisk położony jest na hipnotyczny rytm. Większość kawałków to odhumanizowane rytmiczne jamy, pływające w sosie spod znaku Four Teta, Flying Lotusa, Modeselektora i całej nowoczesnej elektroniki. Jeśli The Eraser był szkicownikiem, to Amok jest czymś w rodzaju albumu nagranego na żywo, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Zresztą patrz geneza zespołu! Dlatego jest coś wciągającego i frapującego w tym albumie (najlepiej wypadły chyba przestrzenny hologram podlany quasi-funkiem i afrobeatem „Amok”, kapryśny electro-koszmar „Ingenue” czy niepokojący atmosferą, trochę nawiedzony „Reverse Running”), ale nie znajduje w nim rzeczy, które przyciągają mnie na dłużej, choć wiem, że niektórzy mają zupełnie odwrotnie. I dobrze.
Ale to ja piszę tę recenzję, więc zapoznacie się z moim sądem. A jest on mniej więcej taki: spoko płyta, fajnie się słucha tych nieźle zakręconych numerów, ale jednak wolę The King Of Limbs, nie mówiąc już o Amnesiacu. Mimo że to jednak trochę inna liga, to myślę, że Amok jakościowo to taki rewers The Eraser, a to dlatego, że mam do płyty Yorke’a dość ambiwalentny stosunek. Ale nieważne, ważniejsze jest to, że Thom wraca w tym roku na poznańską ziemię, tym razem z Atomami. A wszystko to w ramach festiwalu Malta (obok będzie Kraftwerk!), więc jeśli możecie, to sprawdzajcie, jak materiał z Amoka sprawdza się live. Podejrzewam, że świetnie, nawet lepiej niż na płycie.

Tomek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz