Po całkiem dobrym „Made od Bricks” i jeszcze lepszym „My Best Friend is You” Kate Nash zrobiła sobie dwa lata przerwy. Jednak fani Brytyjki mogli przez cały czas obserwować jej zmianę. Zaczęło brakować sukienek w groszki czy kwiatki i uroczej, brązowo-miedzianej fryzurki z grzywką. Pojawiło się za to pytanie ze strony fanów: czy wraz z wyglądem Kate Nash zmieni także swoją muzykę?
Możemy sobie na nie odpowiedzieć, oglądając teledysk do „Death Proof”. Bas, gitara elektryczna, cyrkowy, mroczny klimat? Nie… To nie może być utwór dziewczyny, która jeszcze parę lat temu śpiewała o miłosnych zawodach z nutką ironii i humorem. A jednak. Kate inspirowała się ponoć filmem Quentina Tarantino o takim samym tytule, jednak nie sądzę, by czerpanie pomysłów z kina akcji było dla Nash całkiem dobrym pomysłem. Tym bardziej, że koncepcja, jaką do tej pory stosowała bardzo dobrze się spisywała.
Dlatego teraz znów mnóstwo ludzi zadaje pytania: A po co? Dlaczego punk i rock zamiast uroczego indie popu? Sama chciałabym wiedzieć. Metamorfoza, jaką przeszła Kate naprawdę jej nie służy. Praktycznie każdy był przyzwyczajony do ciepłego głosu wokalistki i jej uroczego akcentu w akompaniamencie pianina. Teraz, w połączeniu z mocnym, rockowym brzmieniem brzmi nieco flegmatycznie i „odrywa” się od całości. Kompletny zawód i rozczarowanie, choć mam ogromną nadzieję, że nowy album będzie brzmiał inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz