Ladyhawke - Black, White & Blue [2012]

Ladyhawke to ciekawa dziewczyna, a raczej pani, bo ma już 33 lata (według last.fm 30). Ktoś ją jeszcze pamięta, z 2008 roku, z debiutanckiej płyty zatytułowanej po prostu "Ladyhawke"? Jeśli nie, to warto przypomnieć sobie o tej Nowozelandce, bo w tym roku wydaje drugą z kolei płytę -"Anxiety". Do pobrania 20 lutego, na sklepowych półkach 19 marca. Ma być zdecydowanie bardziej rockowo i gitarowo, a zamiast syntezatorów usłyszymy... organy. 

"Ladyhawke" okiem potencjalnego słuchacza była płytą ciekawą i miłą dla ucha. Do tej pory potrafię zanucić "Paris Is Burning" czy "My Delirium", znałam ten album bardzo dobrze. Zżyłam się z tą muzyką na dobre kilka miesięcy, po czym zupełnie o niej zapomniałam. Dlatego otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, widząc całkowicie nowy utwór, udostępniony 23 stycznia. "Black, White & Blue".
Hej, Ladyhawke, jesteś, powróciłaś! - piszą fani. Także się cieszę i z uśmiechem na twarzy wysłuchuję pierwszych dźwięków z nowego singla.


„Black, White & Blue” ukazuje kompletny kontrast debiutu. To rzeczywiście jest odmieniona Ladyhawke. Nie całkiem mroczna, ale inna, na swój sposób. Nadal trochę elektronicznie, ale i instrumentalnie. Podobnie jak w przypadku Florence + the Machine i Lykke Li, Nowozelandka wraz z wydaniem drugiego albumu jest gotowa na zmiany w stylu tworzenia muzyki, postępuje rozważniej, ale i z większym rozmachem. Ladyhawke ochoczo zabrała się do pracy nad nowym wydawnictwem, świadomie zmienia kierunek drogi, jaką obrała przy wydawaniu debiutu – poszerza możliwości, nie ogranicza się do samej elektroniki.
Ten utwór doskonale to obrazuje.

Chwytliwy refren, wyraźna perkusja i niebanalny tekst sprawia, że jestem w stanie odtwarzać „Black, White & Blue” na okrągło. Nie sposób się uwolnić. I za każdym razem czekam na moment, gdzie Philippa śpiewa "Waking from a strange dream...". Bo przenosi mnie w zupełnie inny wymiar, rzeczywistość, właśnie w ten dziwny sen. Dziwny, ale i niesamowity. Przyciągający.
Ladyhawke przyznała, że inspirowała się latami ’80, Nirvaną i Electric Light Orchestra, co gdzieniegdzie słychać. Przez to pojawiają się obawy, czy „Anxiety” będzie albumem stworzonym przez wyobraźnię
i umiejętności Ladyhawke, a nie tylko poprawną kopią muzyki legend rocka i grunge z domieszką elektroniki.

Nabrałam ochoty na nową płytę Ladyhawke. Czekam zupełnie jak dziecko, które ma dostać niespodziankę, ciekawe i niepewne tego, co otrzyma.

Dominika

2 komentarze:

  1. hej, chciałabym ci tak ogółem podziękować za twoje artykuły i bloga. dzięki tobie poznałam wiele wartościowych zespołów, o których wcześniej nie miałam bladego pojęcia. w ogóle imponujące jest to, że masz 16 lat i jesteś tak ambitna, masz świetny warsztat literacki. trzymam kciuki za ciebie jako dziennikarkę. również chciałabym kiedyś realizować się w podobnym zawodzie, ale bardziej jako krytyk filmowy, czy coś w tym guście. Ladyhawke zaraz przesłucham ;). pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo za miłe słowa! mam jednak nadzieję, że doceniasz również pracę innych autorów piszących tutaj - gdyby nie oni, ten blog by nie istniał :) I cieszę się, że Dominika w swoim tekście była na tyle przekonująca, że nabrałaś ochoty na poznanie Ladyhawke - ja także uważam, że warto się z nią zaznajomić.
      Tobie również życzę powodzenia i pozdrawiam.

      Usuń