Nigdy nie przywiązywałam do Kasabian zbyt wielkiej wagi. Nie przepadałam za nimi w czasach "Empire", "The West Ryder Pauper Lunatic Asylum" poniekąd dobrowolnie olałam, sugerując się nieprzychylnymi opiniami recenzentów, a gdy Anglicy ogłosili, że wydają nowy album, nic nie zapowiadało, że ma się to zmienić.
Jednak los bywa przewrotny. Nowy rok przywitałam z Kasabian, streamując jedynie dwie piosenki z ich gigu w Londynie: dobrze znane mi "Empire", i mniej znane "La Fee Verte". To właśnie ta piosenka zachęciła mnie do kolejnego sięgnięcia po album "Velociraptor!", który w momencie premiery i zapoznaniu się z nim nie wzbudził we mnie większych emocji. Teraz jest kompletnie inaczej.
Sam zespół zapowiadał, że "ta płyta zmieni wasze życie". I mają rację. Zmieniła tego bloga. Nie miałam zamiaru wracać do wydawnictw wydanych przed bieżącym rokiem. Kasabian mnie do tego zmusili. Lecz uznajmy tą pseudo-recenzję za jednorazowy wyskok i jedną wielką prywatę, bo moja fascynacja tym zespołem jest w tej chwili totalnie irracjonalna. Lecz ma pewne podstawy.
Przy "The West..." mówiło się, że prawdopodobnie osiągnęli swoje wyżyny sławy. To prawda, dzięki świetnym singlom, które i mi się podobały - bo dla mnie ten zespół był od zawsze zespołem singli - wybili się dość mocno. Nie sprawiło im to jednak kłopotu, bo dostali to, o czym zawsze marzyli - sławę. To jeden z niewielu zespołów, który w swoim składzie może pochwalić się dwoma frontmanami, posiadającymi w dodatku niebanalną osobowość. Tom Meighan (ten, który obraża wszystkich dookoła) i Sergio "Serge" Pizzorno (ten, który ładnie wygląda, a z gitarą to już w ogóle). To on pisze te wszystkie świetne melodie, których pełno na albumach Kasabian - a Tom nie ma nic przeciwko. Mówił: "Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale z jakiegoś powodu Serge jest dobry w pisaniu melodii". Gdyby nie one, Kasabian nie pociągnęliby za długo, bo to one są prawdopodobnie ich najsilniejszą bronią, a całość tworzonej przez nich muzyki można zdefiniować jednym zdaniem: ładne piosenki, w gitarowej oprawie, z rock'n'rollową zadziornością i fajnym, męskim wokalem. A wokal to ich druga specjalność: śpiewają obaj, zarówno Tom, jak i Serge. Ten pierwszy użycza swojego głosu zdecydowanie mocniejszym piosenkom, bardziej rockowym. Do takiej muzyki pasuje jego barwa - buńczuczna, typowo brytyjska. Serge to chłopak od utworów marzycielskich, spokojnych i stonowanych. Jego głos jest klimatyczny, co nie znaczy, że nie potrafi dorównać w ekspresji Tomowi. Panowie doskonale uzupełniają siebie nawzajem. Świetnie słucha się tego, co mają do wyśpiewania.
A troszkę mają. Zespół sam przyznał, że nie jest mroczniej niż przy okazji "The West...", lecz muszą potwierdzić, że nie wyzbyli się krwi i kości ze swoich tekstów. Do tego piosenka o absyncie ("La Fee Verte"), miłości ("Goodbye Kiss" - brzmiące mega retro) i oczywiście o dinozaurze ("Velociraptor!"). I choć może wydaje się to banalne, teksty Kasabian są całkiem niezłe - każdy znajdzie swój ulubiony wers wśród wielu znajdujących się na "Velociraptor!".
To wszystko prowadzi nas do niezwykle prostej konkluzji: wokal, teksty i dobre melodie sprawiają, że Kasabian pozostają bez konkurencji w swojej kategorii, którą, zdaniem zespołu, zdecydowanie nie jest indie rock. Chcą reprezentować sobą prawdziwy rock'n'roll, lecz czy im się to udaje, to już kwestia indywidualnej oceny. Mimo to niezależnie od etykietek, Kasabian pozostają mistrzami w pisaniu solidnych, rockowych piosenek.
Jeśli podobnie do mnie ominęliście ich album w ubiegłym roku, jak najszybciej nadróbcie zaległości. Ja muszę przyznać, że przez spóźnione poznanie najnowszego krążka Anglików zdecydowanie zmieniło się moje top 10 albumów 2011 roku. Jeśli nie przyjadą do nas w tym roku, uznam, że agencje koncertowe przegrały życie i totalnie nie mają wyczucia, kogo i kiedy warto zaprosić. A tymczasem, Kasabian pojawią się czwartego marca w Berlinie. Poważnie zastanawiam się, czy nie zrobić sobie wycieczki do stolicy Niemiec... Tak, to prawda. Czas zmienia ludzi i ich upodobania. Chciałoby się rzec: na szczęście!
ogólnie bardzo entuzjastycznie przyjęłam ten album, te 3 single, szczególnie re-wired przyciągnęły mnie jak magnez. :3
OdpowiedzUsuńLubię Twoje recenzje szczególnie za to, że są takie... żywe. Bez nadęcia i niezrozumiałych wyrażeń, nie nudzą. Zespół Kasabian też wzbudza moją sympatię ;3
OdpowiedzUsuńPrzyjemni są ale jakoś nigdy mi nie po drodze żeby się nimi porządnie zająć.
OdpowiedzUsuńkocham chłopaków z kasabian. każda ich płyta to takie małe dzieło sztuki - każda jest inna, ale każdej słucha się równie dobrze. velociraptor! jest moim osobistym faworytem.
OdpowiedzUsuń*WEST RYDER PAUPER LUNATIC ASYLUM jak coś ;-)
OdpowiedzUsuńdodam jeszcze, że Velociraptor, nie jest o dinozaurze ;-)
Do zobaczenia w Berlinie.
to o czym? z ciekawości pytam.
Usuńna impact.