
Można by rzec, że Mumford & Sons do świata muzyki zakradli się tylnym wejściem. Ot, czwórka niepozornych, przesympatycznych chłopaków, którzy kochają naturę, swoje dziewczyny/żony i folk rock. Zespół grający prosto, jednak co słychać, czerpiący z tego radość. Aż tu zupełnie nagle, bum, wydają swoją debiutancką płytę i gigantyczna, muzyczna machina wyciąga po nich swoje macki. Zaczynają się nominacje i nagrody, wspinaczka na wyżyny Top Billboardu, świetne koncerty na wielkich festiwalach. Okazało się, że chwilowo zamiast nowatorskich, niezależnych projektów ludzie wolą poskakać do "Little Lion Man", bawić się do "The Cave". Dwa lata po debiucie i kasowym sukcesie, nadszedł czas by poddać grupę próbie drugiej płyty.
Nie ma zwrotów akcji i zaskoczeń. "Babel" jawi się jako album jednolity, przewidywalny, ale solidny. Struktura wszystkich utworów jest do siebie bliźniaczo podobna (kolejno: spokojna zwrotka, wejście folkowej gitary, porywający do tańca refren - wchodzą chórki, mandolina w tle, gdzieniegdzie w towarzystwie trąbek, puzonów), ale całości słucha się z przyjemnością. Mistrzowskie "I Will Wait", "Lovers of the Light" albo "Below My Feet" aspirują na nowe hity radiowych rozgłośni. Optymizm żywo pulsujący w akordach i wokalu Marcusa Mumforda udziela się w mgnieniu oka. Słuchając "Babel" nie masz wrażenia, że coś jest plastikowe, że coś nie pasuje. To autentyczna i żyjąca muzyka, tworzona przez gości z pasjonackim podejściem. Warto zwrócić uwagę także na "Broken Crown", gdzie radosny przytup oraz całe pokłady uroku ustępują miejsca - początkowo wyrastającej z gitary akustycznej - agresji i wykrzyczanym zwrotkom. To nie tyle mój ulubiony utwór na płycie, ile ulubiony utwór w ciągu ostatnich tygodni i prawdopodobnie utrzyma się on na mojej prywatnej liście jeszcze dłużej. Marcus Mumford snuje nam jeszcze wiele różnych historii - nie smęci, są to opowiadania bardzo dynamiczne, pełne energii, utrzymane przede wszystkim w tematyce miłosnej. Tylko z rzadka zdarza mu się uderzać w ogniskowe nuty ("The Boxer"). Trzeba przyznać, że nawet jeśli jest to coś, czego się spodziewaliśmy, "Babel" wciąż jest chwytliwe, urzekające i wciągające.
Wniosek nasuwa się sam: jeśli debiut Mumford & Sons, "Sigh No More", był ci bliski, napewno znajdziesz coś dla siebie na ich kolejnym albumie. Może za drugim razem kawałki są odrobinkę mniej intrygujące, gdyż tracą na elemencie zaskoczenia, niemniej pomysł na muzykę grupy wciąż jest świeży. To po prostu porządna kontynuacja ich wcześniejszych piosenek.
Kasia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz