Everything Everything - Arc [2013]


Nigdy nie sądziłem, że będę tak mocno czekał na drugą płytę Everythinh Everything. Ich debiut z 2010 roku poznałem na tydzień przed Coke Live Music Festival, na którym mieli wystąpić, i mniej więcej po dwóch tygodniach przestał na mnie robić jakiekolwiek wrażenie. Nudny, zbyt chaotyczny, przepełniony irytującym falsetem Jonathana Higgsa. Na Man Alive znajdziemy jedną, może dwie dobre piosenki, które i tak nie są wysokich lotów. Przełom nastąpił, gdy zespół wypuścił utwór “Cough Cough”. To już nie był ten nijaki electro-pop z pierwszego albumu, tylko muzyka bardziej odważna, cięższa, osadzona w mocnej elektronice i przede wszystkim chwytliwa. Podobne wrażenia wywołał drugi singiel, “Kemosabe”. Dlatego też Arc stało się jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie płyt tego roku.
No i miałem rację. Warto było czekać. Arc to album o wiele ciekawszy niż debiut, bardziej dojrzały. Słuchając pierwszej płyty miałem wrażenie, jakby zespół nie miał pomysłu na piosenki, dlatego tak szybko się znudziły. Drugi album jest bardziej przemyślany. Zespół rozwinął się songwritersko, dlatego otrzymujemy kilka naprawdę dobrze napisanych piosenek. Na uwagę zasługuje również progres w tworzeniu aranżacji. Głównym trzonem pozostaje wyraźny rytm, jednak podkłady są mniej nachalne i chaotyczne, co pozwala wybrzmieć wokalowi Higgsa, którego na Arc słucha się przyjemnej mimo tego, że nie pozbył się do końca swojego piszczącego falsetu. W aranżach pojawiają się żywe instrumenty, co daje ciekawe efekty w zestawieniu z elektronicznymi dźwiękami. Przykładem są instrumenty smyczkowe w “Duet” i Gitara akustyczna w “Feet For Hands”. Album otwierają wspomniane wyżej single, które pozostają bardzo mocnymi momentami albumu. Uwagę przykuwają też pełne niepokoju “Undrowned” i Choice Mountains z piękną, świetnie poprowadzoną linią melodyczną. Nie można pominąć też “Torso Of The Week” z chwytliwym refrenem i potężne Radiant. Co by nie było zbyt kolorowo, otrzymujemy też dwie nudne dłużyzny w postaci “The House Is Dust” i “The Peaks”. Na pocieszenie Brytyjczycy dorzucają dynamiczne “Don’t Try”, które zamyka album.
Jak powtarzałem wiele razy, postęp miedzy Man Alive i Arc jest ogromny. Everything Everything nareszcie mogą pochwalić się dobrym albumem w swoim dorobku, oraz są żywym dowodem na to jak mylna czasami jest teoria “syndromu drugiej płyty”.

Michał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz