Toy – Left Myself Behind / Clock Chime [2011] + Motoring [2012]

Wiele można zarzucić przemysłowi muzycznemu, jednak na pewno nie to, że cierpi na deficyt zespołów. Codziennie jesteśmy zasypywani nowymi nazwami, więc nietrudno przeciętnemu słuchaczowi pogubić się w tym wszystkim i znaleźć coś naprawdę interesującego. Nie lada wyzwanie mają również sami początkujący artyści. Jak się przebić, gdy konkurencja stale rośnie? Nie zapominajmy również o grupach, które pragną zdobyć rozgłos, zachowując wciąż miano alternatywnej kapeli. Poza tym, ile razy osoby z naszego otoczenia ukrywają swoje muzyczne odkrycia tylko po to, by czuć się undergroundowo? Jakkolwiek każdy z nas broniłby swoich ulubieńców deklarując, że „komercha ich nie dotyczy i grają tylko ambitną muzykę na niszowej scenie“ pamiętajmy, że każdy zespół marzy o szerokim gronie słuchaczy oraz o sławie w mniejszym lub większym stopniu. Jasne, że dany muzyk pragnie nieść przy tym swoje przesłanie. To wcale jednak nie oznacza, że jedno musi kłócić się z drugim.
Kontynuując temat zaistnienia w owym przemyśle, jak zawsze wiele zależy od szczęścia. Codziennie każdy czas dostrzega, jak grupy mające wielki potencjał oraz pomysł na siebie giną wśród innych grup z 200 odtworzeniami na last.fm. Trzeba się pokazać tak, by zaciekawić, ale nie przytłoczyć za pierwszym razem. Muzyczny biznes jest na tyle nieprzewidywalny, że po długim czasie działalności jedna piosenka stać się może drogą na szczyt, zostając przy tym przekleństwem. Mamy tu minimum doskonały przykład z Gotye, który działa już 11 lat, a dopiero za sprawą „Somedody That I Used To Know“ wywołał cały hype wokół swojej osoby.
Wszystkim dobrze znanym oraz sprawdzonym sposobem jest supportowanie już znanych kapel. Oczywiście, wielu fanów ignoruje nowe grupy, uważając ich występ za stratę czasu, jednak czasem możemy stać się świadkami czegoś naprawdę dużego. Czy pamiętacie czasy, gdy Enter Shikari rozgrzewało publikę przed Billy Talent i Linkin Park? Czy wierzycie, że kiedyś mało znani White Lies dawali koncert fanom Glasvegas? Nie wspominając o tegorocznym skoku brtyjskiego zespołu Tribes, który niedawno supportował Kaiser Chiefs w Polsce, a dziś NME uznaje „Baby“ za jeden z albumów roku.
Po tej wstępnej tyradzie przejdziemy do właściwego tematu – Toy – londyński zespół grający rock psychodeliczny, który wkrótce może dołączyć do wcześniej wspomnianych grup muzycznych, jeśli chodzi o rozgłos. Z twórczością Anglików można było się zapoznać przede wszystkim podczas jesiennej trasy koncertowej The Horrors. Już w 2011 kapela otrzymywała pochlebne recenzje od The Guardian, a w tym roku znaleźli się w zestawieniu „100 New Bands You Have to Hear” News Musical Express. Brzmieniowo porównywani są do swoich znajomych z trasy. Sam Rhys Webb mówi o Toy: „My favourite band for 2012”.
O tym, czy powyższe opinie uznamy za wiarygodne, przekonać się możemy słuchając singli, dających nam przedsmak debiutu Brytyjczyków planowany na nadchodzący wrzesień.
„Left Myself Behind” to prawie 8 minut krautrockowego grania przypominające bardziej żywiołową i nie aż tak dopracowaną wersję „Skying”. Brudny gitarowy riff przypomina przełom lat osiemdziesiątych/dziewięćdziesiątych, gdzie przeważały zespoły garażowe trzymające się z dala od całego medialnego zgiełku. Surowe, wręcz mroczne brzmienie piosenki ciekawi, a wokal Toma Dougalla hipnotyzuje. Muzycy swoim pierwszym singlem dają znać, że planują coś naprawdę interesującego. 
Z kolei przy „Clock Chime” mamy do czynienia ze spokojnym, nieco bajkowym utworem. Stanowi on mieszankę „I Only Think Of You“ The Horrors oraz „Only Shallow“ My Bloody Valentine. Tu każdy instrument ogrywa istotną rolę. W przeciwieństwie do poprzedniego singla, głos wokalisty wtapia się w tło, tworząc melancholijną całość. Przyjemna piosenka, w sam raz dla fanów shoegazowego brzmienia.
Tymi dwoma utworami, zespół zamknął 2011. W marcu tego roku londyńczycy znów o sobie przypomnieli, tym razem za sprawą psychodelicznego „Motoring“. Piosenka potwierdza, że muzycy mają do zaprezentowania coś naprawdę ciekawego. Nie jest to, co prawda, jakiś skok w ich karierze, ale singiel ten z pewnością stanowi ciekawą alternatywę dla słuchaczy przytłoczonych tym, co jest nachalnie promowane przez media. Utwór brzmi jak bardziej zmodernizowane lata osiemdziesiąte i daje nam powiew świeżości.
Słuchając twórczości Toy, można śmiało stwierdzić, że zespół zasługuje na uwagę. Chwytliwe, dopracowane piosenki na pewno zaprowadzą Brytyjczyków daleko. Jak na razie, muzycy żyją w cieniu grupy z Southend-on-Sea, jednak z czasem i oni namieszają w muzycznym świecie oraz to na ich koncerty ludzie będą wyczekiwać na całym świecie.

Miz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz