"No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę?" Myślę, że inżynier Mamoń zmieniłby zdanie, gdyby usłyszał tę piosenkę o polskiej dziewczynie (za to oczywiście dodatkowe propsy). Jestem bezradny wobec tak radosnego i beztroskiego motywu, jakim raczy mnie Alan Palomo. Trzeba uczciwie przyznać, że właściwie cały repertuar Neon Indian świetnie sprawdza się, gdy za oknem świeci słońce i temperatura jest wysoka. Ale "PG" - chwytliwość tego kawałka wręcz poraża i zostaje na dłuuuuuuugo w pamięci. Mimo że utwór jest jeszcze 'młody', to na luzie wpisuje się do kanonu letnich hitów. Dlatego "Polish Girl" = "Summertime". (Tomek)
Gdy tylko dyrektorzy wypowiadają magiczne słowa: „Dziękujemy! Życzymy udanych wakacji!“ dziesiątki tysięcy uczniów z radością wybiega ze szkół czując odzyskaną wolność. Zaczyna się wspaniały czas w postaci dwóch beztroskich miesięcy. Każdy stawia sobie plany, cele bądź zwyczajnie zamierza pójść na żywioł. Pierwszy singiel pochodzący drugiego albumu Brytyjczyków jest istną kwintesencją uczuć towarzyszących nam podczas tego letniego okresu. Co prawda, główny sampel pochodzi od piosenki „Albondigas“ autorstwa Badonday, ale chłopcy z Hertfordshire dali w nim coś „swojego“ czyniąc utwór świeżym i ciekawym. Głos Eda Macfarlane w połączeniu z różnorodnymi elektronicznymi dźwiękami tworzą świetną całość. Żywiołowość utworu sprawia, że aż pragnie się biec po świecie w słuchawkach na uszach, krzycząc: „I’ll live!“. (Miz)
Czas na szamański taniec!
Wyobraźcie sobie, że jesteśmy w małej, afrykańskiej wiosce. Na wprost nas stoi starszy, ciemnoskóry mężczyzna o bystrych oczach, we włosy powtykane ma kolorowe pióra. Jego strój jest zrobiony ze skóry. Ma problemy z nawiązaniem więzi i dogadniem się z bogami, więc to my musimy pomóc mu wywołać deszcz, bo nasza biedna wioska cierpi suszę. Na początku czujemy się trochę dziwnie, ale gdy grupa afrykańskich mężczyzn zaczyna przygrywać nam na swoich bębenkach, podążamy w dzikim tańcu za szamanem. Nasze stopy nie chcą się zatrzymać. Wirujemy.
Okej, może Yeasayer wcale nie są szamanami, ani nie wywodzą się z Afryki, co nie zmienia faktu, że takie klimaty są im bliskie. Grupa bardzo ciekawa i na swój sposób unikatowa. Yeasayer mają szeroki wachlarz inspiracji, są kreatywni oraz posiadają sposób na siebie. W nagraniach z koncertów widać, że zupełnie oddają się muzyce. I to się w nich ceni. (Kasia)
Live fast and die young, live fast and die young… co jak co, ale ten kawałek jak żaden inny oddaje klimat wakacji. Zarówno za sprawą tekstu, jak i melodii. Niezła robota ze sporą dozą swobody od MGMT z ich debiutanckiego albumu. (Dominika)
Kiedy dowiedziałam się o stworzeniu cyklu letnich piosenek, pierwszy utwór, który przyszedł mi do głowy był właśnie „Norway“. Singiel ten został wypuszczony w grudniu 2009 roku, i już wtedy słuchacz mógł przenieść się do domku plażowego, zapomnieć o wszystkim. Spokojny riff, bębny, kojący głos Alexa Scally oraz charujący chórek Victorii Legrand – wszystko to sprawia, że lato czuje się cały rok, a to, co nas martwi, przestaje mieć znaczenie. Nie można po tej piosence się nie uśmiechnąć. Duet z Baltimore udowodnił nią po raz kolejny, że piękno tkwi w prostocie. (Miz)
Gdy po raz pierwszy usłyszałem najnowszy wtedy singiel Coldplay, przez jakieś dziesięć minut byłem w szoku. Co? Coldplay nagrał coś tak odbiegającego od swojego stylu? Pełnego elektroniki? Odpaliłem teledysk drugi raz, lecz szok się nie zmniejszył. Nadal byłem zawiedziony.
Teraz kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, ten szok był niepotrzebny – tekst piosenki wcale nie był taki „pusty” i bez przesłania, tylko wyrwany z kontekstu (cała płyta Mylo Xyloto stanowi lirycznie całość), a muzyka – toż to czysta eksplozja radości! Tyle pozytywnej energii skierowanej tylko ku niesieniu uśmiechu nie było w żadnej piosence zespołu słynącego z grania smutnej, pod pewnym względem ciężkiej muzyki. (Kogucik)
Oni musieli się pojawić. Nie ma innej opcji. Tylko jaki kawałek? Katalog Beach Boys to istna kopalnia plażowych i słonecznych hymnów. Z jakiej płyty? Przecież są chociażby (patrząc tylko po tytułach) "All Summer Long", "Summer Days...", "Sunflower", a na każdym z nich mnóstwo kandydatów. Padło jednak na album "Friends", który również jest wybornym, letnim soundtrackiem, a "Busy Doin' Nothin'" to już w ogóle kwintesencja wakacyjnego lenistwa. Nic tylko rozłożyć się wygodnie na leżaku i rozkoszować się tą błogą siestą. (Tomek)
"Ricky" oparte jest na genialnym, rajskim motywie. Gdy tylko się zaczyna, ja przenoszę się do lepszego świata, w którym na ulicach rosną palmy. Poza tym, ten utwór Uffie jak żaden inny emanuje pewnością siebie, a wakacje są właśnie stworzone do bycia odważnym troszeczkę bardziej, niż jest się zazwyczaj. Dajcie się ponieść lekkiej zmysłowości, która zaczyna unosić się w powietrzu dzięki tej piosence i poczujcie wakacje w pełni. (Natalia)
Z tego utworu płynie spokój, takie ciepło. Wolne, relaksujące tempo, Graham Coxon na wokalu, w refrenie wspomagany przez Albarna, do tego inteligentnie wpasowane, nie psujące wrażenia harmonii, drobne wstawki na gitarze elektrycznej. Gdybym robiła listę dziesięciu najlepszych utworów Blur, ta piosenka miałaby gwarantowane miejsce na liście. A w kategorii "najlepsze do słuchania na letnie, sielankowe wieczory, siedząc na werandzie i pijąc kawę/mleko" jest nawet zwycięzcą.
PS: Kto nie widział, niech obejrzy sobie świetny klip. (Kasia)
Kolejna piosenka z „tych spokojnych“. Jednak właśnie takie jest lato – pełne ciepła, radości, marzeń. Wiedzą o tym dziewczyny z Los Angeles, które swoją twórczością rozweseliłyby niejednego malkontentka. W utworze tym wszystko dopięto na ostatni guzik, jednak bez wątpienia najbardziej urzekającym w singlu są gitarowe riffy oraz głos Emily Kokal. Przez 6 minut „Undertow“ przenosi nas w magiczne miejsce, w którym delikatnie nucimy tę uroczą melodię, a piękny wers: „Nobody ever has to find out what’s in my mind tonight” przewija się w naszych myślach na długo. (Miz)
To była pierwsza piosenka o której pomyślałem, gdy została ogłoszona ta akcja – troszkę leniwa, troszkę zawadiacka (jeśli można powiedzieć tak o piosence!), dodatkowo – wakacyjny teledysk! Umuzykalniony kelner stworzył chyba nieśmiertelny wakacyjny hit – zresztą, posłuchajcie sami! Idealny utwór na letni chillout. (Kogucik)
Mija już dwadzieścia lat od premiery tej piosenki, podczas gdy ona jest jakby zawieszona w czasie, wciąż tak samo świeża.
Gdy "Friday I'm In Love" zadebiutowało w radiowych stacjach zjednajując The Cure ogromną grupę fanów, mnie jeszcze nie było na świecie. Bawili się do niej moi rodzice. Dziś, z podobnym do nich entuzjazmem słucham jej ja. Czas nie zabrał piosence ani odrobiny uroku, ani odrobiny optymizmu.
Moja prywatna terapia na doła, a także utwór z którym świętuje nadejście każdego piątku oraz pojawienie się pierwszych promieni słońca. (Kasia)
Słoneczny nastrój w tym utworze buduje gitarowy motyw z początku wyjęty niczym z surferskiego filmu, rozmarzone chórki i wokalista leniwie wyśpiewujący kolejne wersy. Cała twórczość Howler przepełniona jest letnim klimatem. Back Of Your Neck to świetny soundtrack do beztroskich scen na plaży kiedy nie liczy się nic więcej oprócz morza, piasku i słońca. (Michał)
Mimo wszystko ta dosyć smutna piosenka skojarzyła mi się z latem – cudowny, delikatny wokal Sheerana w połączeniu z akustyczną gitarą buduje taki dosyć zamknięty klimat, doskonały na późnowieczorne letnie przemyślenia. (Kogucik)
"I, I'm opening my eyes / To find / Sun in my morning..." Sarah Cracknell wraz z zespołem mruga do Beach Boysów po raz kolejny (tytuł drugiego longplaya nawiązuje do "Carl And The Passions", a ostatnio SE nagrali cover "Wouldn't It Be Nice"). Pławiąca się w cudownych, wokalnych harmoniach perełka zawsze mnie rozczula. Ta sielska atmosfera, która wylewa się z głośników jest tak czarująca, że marzę o tym, aby ranek trwał przez cały dzień. A dzięki "SIMM" marzenia czasem się spełniają. (Tomek)
“Come Around Sundown” to w ogóle taka słoneczna, wakacyjna płyta, przepełniona chilloutowymi, odprężającymi dźwiękami połączonymi z hipnotyzującym wokalem Caleba. To łączy się w cudowną całość i sprawia, że mam ochotę usiąść, podziwiać piękno zachodzącego letniego słońca przy dźwiękach „Back Down South”, kompozycji będącej kwintesencją klimatu obecnego na całym albumie Kingsów. (Dominika)
To zespół, który większości kojarzy się pewnie z dość melancholijną odmianą muzyki elektronicznej. W ich dorobku znalazła się jednak tak nieskrępowana, pełna radości piosenka - parę minut czystej zabawy, do której nie wypada sobie nie potańczyć, rzucając uśmiechami na prawo i lewo. Czysta radość z muzyki. (Natalia)
Na początku miałam duży problem z twórczością tego zespołu. Poznałam ich dzięki "Blue Monday", którego mocne, surowe brzmienie lat '80 trochę mnie... odstraszyło. Dopiero po pewnym czasie zaczyłam odkrywać w utworach New Order małe perełki. Jedną z nich jest właśnie "Crystal". Początek zwiastuje coś w okołoelektronicznych klimatach, jednakże już chwilę później wchodzi perkusja, a na piedestał wysuwa się typowo gitarowe granie. "We're like crystal". W refrenie znowu słyszymy słabe echo elektroniki, przerwane w pewnym momencie wyraźną linią basu. Potem dowiedziałam się, że mieszanie dwóch różnych stylów do specjalność New Order.
Pewnie zastanawiacie się, co "Crystal" ma do lata? Myślę, że to dobry utwór na rozpoczęcie wakacji lub rozkręcenie plażowej imprezy. Kojarzy się ze słońcem, dobrą zabawą. Albo, jak w mojej konkretnej wizji, którą kierowałam się wybierając tą piosenkę: z jazdą samochodem bez dachu po autostradzie w czasie największych upałów. (Kasia)
Dobrze pamiętam, jak w lecie 2007 usłyszałem ten prosty, miażdżący i wyrywający z butów motyw. To tej pory działa jak uderzenie potężnego młota, albo jak kubek mocnej, czarnej kawy! Jak dla mnie, jeden z najbardziej chwytliwych momentów ostatniej dekady, którego nie można zapomnieć. Nic więcej nie napiszę, sprawdźcie sami "o co cho.?". (Tomek)
Chyba tylko czysty sentyment nie pozwala mi zapomnieć o My Chemical Romance i ich starej-nowej płycie, wydanej w 2010 roku, na której chłopcy zawarli ogrom buntu, szaleństwa, hałasu i – przede wszystkim – dobrej zabawy. A więc, Killjoysi – „drugs, gimme drugs, love, gimme love, gimme more, more, shup up and sing it with me!”, bądźmy myślami tysiące kilometrów od szkoły, zmierzając ku upragnionym wakacjom. (Dominika)
The Kooks. Taki tam ugładzony, ugrzeczniony, bardzo prosty pop. Żadna wyższa sztuka. Z drugiej strony to właśnie piosenki tego typu najbardziej wpadają w ucho i stają się idealnym soundtrackiem dla nadchodzącej wiosny. Z chwytliwym refrenem oraz szczęściem i spokojem tryskającym ze zwrotek. "I wanna make you happy/I wanna make you feel alive" śpiewa ze swoim słodkim akcentem Luke Pitchard. Ja już czuje się szczęśliwa, a Wy? (Kasia)
"Sorta like a dream? No, better".
Taki celny mini-dialog dzieciaków z telewizyjnej wersji "Pięknej i bestii" rozpoczyna ten uroczy, leciutki obłoczek. Jest on jak powiew ciepłego zefiru, unoszącego się nad kaskadami morskich fal i rozgrzaną plażą, położoną gdzieś na Balearach. Kojące ciepło jest obecne w każdym elemencie tej rozmarzonej, impresjonistycznej układanki. Właśnie gdy nadchodzi letnia aura, wtedy ten znaleziony na brzegu, nasycony promieniami słońca bursztyn nabiera właściwego kolorytu. (Tomek)
Choć ‘Born To Die’ ujrzało światło dzienne w najbardziej chłodnym okresie w roku, klimat albumu nieco ucieka do ciepłych, słonecznych dni – między innymi za sprawą „Summertime Sadness”. I, co ciekawe, to jeden z niewielu wakacyjnych kawałków, który mówi o smutku. Może i dlatego tak bardzo przypadł mi do gustu – jest inny niż pozostałe i wprowadza w niesamowity, melancholijny nastrój. (Dominika)
Koncert Kamp! zainaugurował moje poważne życie festiwalowe, a ich "Breaking Ghost's Heart" od trzech lat towarzyszy mi latem. Tekst piosenki, który można poddać szerokiej interpretacji idealnie współgra z innowacyjną jak na polskie warunki muzyką - dojrzałą elektroniką, która zawiera w sobie malutką dawkę smutku, jednak do całości zdecydowanie można sobie poskakać. Oby (wreszcie!) wydali album. Jak najszybciej. (Natalia)
Szczerze, z debiutanckiego albumu Grouplove nie pamiętam już nic oprócz dwóch utworów. Pierwszy z nich to chwytliwy singiel „Colours”, a drugi to właśnie „Spun”. To taka energetyczna indie pioseneczka utrzymana szybkim tempie z chwytliwą melodią i uroczym dialogiem między wokalistami w refrenie. Żadna wielka sztuka, ale przyjemnie się tego słucha. (Michał)
Patrząc na moje poprzednie typy, można by stwierdzić, że letni okres to tylko leżenie na plaży i oddanie się nicnierobieniu. Utwór pochodzący z „Merriweather Post Pavilion“ jest tego kompletnym zaprzeczeniem. Należałoby rzec, że stanowi on hymn szaleństwa, beztroski i przygody. Elektroniczne brzmienie porywa nas do tańca, a charakterystyczny dla Animal Collective wokal budzi nasze wewnętrzne dziecko. Prosty, wręcz infantylny tekst idealnie obrazuje wakacje.„You’re not gonna get tired“ - śpiewa Avey Tare, gdzie później mamrocze: „When the sun goes down, we’ll go out again”. (Miz)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz