
Od wydania "The Floodlight Collective" aż do teraz, Bradford Cox zdążył wydać kolejne dwa albumy: "Halcyon Digest" z Deerhunterem i "Parallax" jako Atlas Sound. Nasz bohater tymczasem klecił gdzieś na boku materiał na drugi album swojego solowego projektu. Aż w kwietniu tego roku przyszedł czas na spotkanie nr 2 z Lotus Plaza.
Na pierwszym longplayu Pundt poszedł bardziej w stronę estetyki Atlas Sound. "Spooky" budzi natomiast skojarzenia z dokonaniami jego macierzystej formacji. Znajdą się malkontenci, którym przeszkadza, że "to brzmi jak Deerhunter". Ok, spoko, nic nie mówię. Ale lider Lotus Plaza ma asa w rękawie – broni się piosenkami. W porównaniu do pierwszego albumu więcej tu promieni słońca, radości i popowych melodii w collage rockowej polewie. Shoegaze'owych jazd, dźwiękowych ilustracji i przesterowanych gitar jest nieco mniej, choć oczywiście się zdarzają. Momenty delikatne i piękne przeplatają się z cięższymi i bardziej psychodelicznymi. I bardzo dobrze.
Po włączeniu płyty otwiera się portal i przenosimy się do nieznanej nam, baśniowej krainy z pograniczy jawy i snu. Czujemy zarówno strach jak i podekscytowanie. Następuje chwila ciszy, a po niej cztery uderzenia pałeczek i zaczyna się. Leciutki "Strangers" napędzany przez bębny, unosi się leniwie w powietrze i otula swoim ciepłem. I taki klimat utrzymuje się prawie we wszystkich piosenkach. Prawie, bo już kolejny kawałek, "Out Of Touch" zaczyna się jak relaksująca impresja, a kończy jak rasowy krautrockowy jam. Dalej mamy szczyptę MBV z okresu "Isn't Anything" z ekstatycznym chorusem w "White Galactic One". Wszystko trzyma poziom. Mój ulubiony fragment? Stawiam na "Jet Out Of The Tundra". Pięknie się rozwija, a wtopienie się te błogie dźwięki sprawia, że przez te sześć minut z hakiem zapominam o całym pędzącym świecie i czuję beztroski spokój. A mamy jeszcze oparty na pięknych harmoniach "Eveningness" (brzęczący wzorek na 3:20 = świetne!) i melancholijny kraut-pop "Remember Our Days". Ostatni w zestawie, akustyczny "Black Buzz" z wplecioną ambientową kodą, która staje się klamrą całości i momentem, w którym opuszczamy baśniowy teren. Ale już w myślach próbujemy do niego wrócić.
Tak więc "Spooky Action At A Distance" to bardzo spójny i udany krążek. Może to jeszcze nie jest arcydzieło Pundta, jednak jest to album dojrzalszy i lepszy od i tak mocnego debiutu. Fani projektów Bradforda Coxa, easy-listeningu i dobrych piosenek znajdą tu coś dla siebie. Podejrzewam, że gdy przyjdzie lato, a wraz z nim gorące i upalne dni, nowy album Lotus Plaza sprawdzi się jeszcze lepiej, bo to muzyka stworzona do uprzyjemniania słonecznych i leniwych dni.
Tomek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz