Florence & the Machine - MTV Unplugged [2012]

Dźwięki gitary akustycznej, ponad dziesięcioosobowy chór, harfa i potężny głos Florence Welch. Utwory i z ‘Lungs’, jak i ‘Ceremonials’, obowiązkowo covery – to wszystko na albumie ‘MTV Unplugged’, nagranym pod koniec 2011 roku. Właśnie wtedy grupa dołączyła do grona wykonawców, którzy odważyli zaśpiewać na żywo i bez prądu.

"Then I heard your voice as clear as day…”/ "There's a drumming noise inside my head…”

Rertospekcja, cofamy się o parę lat. Florence + the Machine wydają debiut, a media zachwycają się utalentowaną, rudowłosą wokalistką, która wraz z resztą grupy zawarła na ‘Lungs’ szyptę melancholii, młodzieńczej zadziorności, humoru i… mroku. Mnóstwo instrumentów, harfa, skrzypce, gitara elektroniczna, basowa, perkusja, dzwonki, instrumenty klawiszowe i, oczywiście, wokal Florence, na scenie wulkan energii, ot, roztańczona i roześmiana młoda dziewczyna z burzą potarganych rudych włosów na głowie, w zwiewnej, kolorowej sukni.
Później przychodzi czas na drugi album – ‘Ceremonials’. Zespół nieco zmienia kierunek drogi, jaką obrał, niektórzy się zachwycają, inni – z goryczą stwierdzają, że to nie jest to, co pragnęli usłyszeć. A Welch? Odrzuciła wcześniejszy image i wraz ze zmianą repertuaru postawiła na powagę, mniej szaleństwa i spontaniczności. 
Wracamy do teraźniejszości. Na sklepowych półkach pojawia się nowy album od Florence and the Machine, tym razem na żywo, w dodatku nagrany akustycznie. Tak, to prawda, jest bardzo ładny. Welch dysponuje niesamowitym wręcz wokalem, a w mniej licznym akompaniamencie, bez barokowego przepychu brzmi jeszcze lepiej. Niektóre kawałki zostały zaśpiewane identycznie, jak na wersjach studyjnych, inne – nieco zmodyfikowane. Także covery brzmią całkiem przyzwoicie, szczególnie ‘Jackson’, wykonane z Joshem Homme.
Całość prezentuje się niczym lukrowana, słodka babeczka. Jednakże wewnątrz coś zgrzyta – Florence stanowczo brakuje swobody, która przecież zawsze towarzyszyła jej na występach. Aż mam ochotę zapytać: „Florence, co się z tobą stało?”. To już nie jest rok 2010, kiedy na Glastonbury Festival kilkunastotysięczna publiczność skakała wraz z roześmianą i zadowoloną wokalistką w czasie ‘Dog Days Are Over’. Teraz mamy do czynienia z poważną, choć nadal uroczą kobietą, która ceni sobie perfekcjonizm. I nieco żałuję, bo już chyba nikt nie zdoła przywrócić Florence dawnego zachowania, w którym zakochało się mnóstwo ludzi na całym globie ziemskim.

Dominika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz