Kari Amirian - Daddy Says I'm Special [2011]

Kari Amirian zadebiutowała w grudniu 2011. Otrzymała szansę wypromowania się dzięki portalom myspace i last.fm. Jednak większej popularności nie zdobyła. Dlaczego, skoro wszyscy zapewniali, że album "Daddy Says I’m Special" jest niepowtarzalny?

Oczywiście najbardziej zaskoczyła mnie wiadomość, że Kari Amirian to Polka. Dodatkowo, wiedziona ocenami słuchaczy postanowiłam zapoznać się z debiutem. Pierwsze przesłuchanie wywołało u mnie sporą euforię, jednak postanowiłam obiektywnie przyjąć album. Dwa tygodnie później, chcąc sięgnąć po płytę po raz drugi, pojawił się pewien opór w postaci niechęci.

"My Favourite Part", pierwszy utwór z albumu, przywodzi mi na myśl debiut Lykke Li. Jednak po przesłuchaniu kolejnych dwóch piosenek czar zupełnie pryska. Zaskoczył mnie fakt, że właściwie każdy utwór utrzymany jest w podobnym, lekkim i delikatnym indie popowym stylu. Nawet "Fightback", ze świetnym tekstem obrazującym życie ludzi w XXI wieku, w połączeniu z monotonną i spokojną melodią powoduje znużenie u słuchacza. Osoba nieznająca podstaw języka angielskiego śmiało mogłaby pomyśleć, że utwór opowiada o miłości bądź przyjaźni. I właśnie w tym tkwi problem - brak odpowiedniej dynamiki w żadnym wypadku nie komponuje się z tekstem.

Całość mogłaby prezentować się naprawdę nieźle, gdyby nie to, że w gruncie rzeczy każdy utwór jest podobny do poprzedniego, co zlewa się i tworzy nieco nudnawy, indie popowy album opakowany w słodką okładkę i tak samo dziecinny tytuł.
Z całej płyty, mimo wałkowania jej przez cały tydzień, nie pamiętam zupełnie nic, prócz słowa „facebook”, zaginionego w utworze "Fightback". Próbując przypomnieć sobie cokolwiek, potrafię zanucić każdą piosenkę zbliżoną stylistyką do "Daddy Says I’m Special" - "My Love" bądź "Little Bit" Lykke Li, czy choćby nawet "Misguided Ghosts" Paramore, mimo, że ostatni raz ten utwór słyszałam rok temu. Zupełna pustka, jeśli chodzi o samą zainteresowaną.

Na pocieszenie – album idealnie nadaje się na senne, zimowe wieczory i jako kołysanka. I raczej nic poza tym. A szkoda, bo "Daddy Says I’m Special" zapowiadała się nieźle.

Debiut Kari Amirian, w świetle dokonań Julii Marcell, Izy Lach czy Moniki Brodki staje się mniej znaczącym albumem, który nie podbije serc słuchaczy, tym bardziej list przebojów w stacjach radiowych.
Chcę usłyszeć Kari na jakimś festiwalu - wtedy mogłabym trafnie określić, czy wykorzystała swoje krótkie pięć minut, a może wyda drugi album z ciekawszymi i bardziej rozbudowanymi aranżacjami.

Dominika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz