
Ale to się już więcej nie powtórzy.
The Big Pink, przy okazji drugiego albumu zadziałały na nich ambicje. Tą najważniejszą było "przegonić w zestawieniu oficjalnej sprzedaży płyt w UK The Vaccines". Nie wyszło ani trochę. Ubiegłoroczni debiutanci znajdują się w tej chwili na miejscu siódmym, The Big Pink... na dziewięćdziesiątym szóstym. Nie wydaje mi się, że o to im chodziło. Ale mieszkańcy Wysp Brytyjskich w tym tygodniu przeszli sami siebie, jeśli chodzi o kupowanie płyt - porozmawiamy o tym jeszcze w innym artykule, który przeczytać będziecie mogli za niedługo.
Lecz zajmijmy się samą muzyką. Debiut The Big Pink był różnorodny, choć to wszystko opierało się na zgadywaniu, z kogo ściągają w danej chwili, a robili to niezwykle ochoczo, ale przynajmniej się do tego przyznawali. Ostatecznie był to całkiem dobry album, dużą cześć z niego zanucę do dziś, a NME stwierdziło nawet, że to siódmy najlepszy longplay roku 2010. "Future This" nie jest jakoś dramatycznie gorszy, może to ja go nie doceniam, ale wizja zaprezentowanej przez Brytyjczyków muzyki przy okazji ich drugiego krążka ma jeden ogromny minus: refreny. Jedyne, co zapamiętałam z pierwszego zapoznawania się z tym albumem były właśnie one, skonstruowane identycznie jak ten w "Dominos": krzykniemy kilka razy tytuł piosenki i dodamy do niego jedno zdanie. Tak samo jest w "Stay Gold", "77" czy "Give It Up". I to pokazuje nam, że teraz to trochę bardziej The Big Pink Dominos, nie samo Big Pink znane nam z pierwszego krążka. Chłopcy doskonale wyczuli, że taka wizja ich zespołu spodoba się publice, ale jak widać, z tym też może być ciężko.
Głównym atutem tej płyty jest rozgrywanie piosenek na dobrych motywach. Niezwykle oryginalny i zaczepny w "Hit the Ground (Superman)", ten z "Give It Up", w pierwszej fazie przywodzący na myśl lekki orient, rozwija się w typową melodię z czołówki programów dla kobiet. I "Future This", w którym początek brzmi bardzo podobnie do "New Lands" Justice, jest tylko trochę spowolniony, ale dźwięk jest ten sam.
Najjaśniejszym punktem drugiego albumu The Big Pink pozostaje "Rubbernecking": rozpoczyna się refrenem (dwa długie wersy, sukces!), dzięki któremu ta dość miałka piosenka zyskuje na singlowym potencjale i zostaje w głowie na bardzo długo. Warto wspomnieć jeszcze o "1313", które trwa prawie sześć minut i jest całkiem niezłą próbą, jeśli idzie o pisanie dłuższych utworów.
Reszta? Wypełniacze, w których może od czasu do czasu znajdziemy ciekawy dźwięki, ale ich możliwości nie zostały wykorzystane na tyle, aby warto było o nich mówić. Teksty tym razem również nie zachwycają, choć dzięki "Brief History of Love" wiemy, że zespół ma potencjał, aby tworzyć bardzo ładne piosenki również od strony słownej. Tutaj tego nie pokazali.
A kiedyś opowiem Wam, jak wyglądają maile od Robbiego, wokalisty. Dajcie mu tylko jeszcze chwilkę.
Natalia
Natalia
zgadzam się. Ja prywatnie nie lubię The big pink. I bardzo dobrze mi z tym. Po prostu-nie mogę znieść tych typowych dla nich dźwięków,muzyki.
OdpowiedzUsuńhah 'stay gold' też brzmi dla mnie jak 'dominos. kiedy pierwszy raz ją usłyszałam nuciłam sobie pod nosem test 'dominos' właśnie i nie powiem - bardzo mi pasowało. w twórczość the big pink nie mam zamiaru bardziej się zagłębiać. do 'stay gold' i 'dominos' mogę wracać, ale reszta? nie przekonują mnie na tyle.
OdpowiedzUsuń