Brytyjskie trio wraca po trzech latach z czymś ciekawym świeżym oraz... po prostu fajnym! Kto by pomyślał, że (dopiero?) za piątym razem muzycy się naprawdę rozkręcą?
Zacznijmy od tego, że chłopcy z Wakefield nigdy nie wydali złego albumu. Przeciwnie. „Men’s Needs“ do dziś się fajnie nuci. Jednak formacja nigdy nie zasłynęła czymś na tyle szczególnym, by tacy giganci indie-rocka jak Arctic Monkeys czy The Strokes mogli się zacząć przejmować konkurencją. Niby wszystko ładnie, fajnie się słucha i w ogóle, ale czy wciąż pamiętamy, co się działo na „The New Fellas“? Niespecjalnie. Na szczęście w tym roku Anglicy dają o sobie znać przy pomocy „In The Belly Of The Brazen Bull“.
Anglicy aż do „Ignore The Ignorant“ przyzwyczajali nas do prostego schematu: zaczyna się chwytliwym gitarowym riffem, wokalista swoim energicznym głosem zachęca do tańca, potem robi się jeszcze żywiej, a następnie bardzo spokojnie, romantycznie i tak na przemian. Na pewno słuchający się uśmiechnie, rozczuli, ale po paru razach, longplay zwyczajnie się nudzi. Piąta płyta ukazuje Brytyjczyków w totalnie spontanicznym świetle.
Album rozpoczęty z wielkim hukiem. „Glitters Like Gold“ przypomina odświeżone garażowe dźwięki z lat dziewięćdziesiątych. Później singlowe „Come On, Be A No-One“ – nic dodać nic ująć. Po „Jaded Youth“ czy „Uptight“ słychać, że chłopcy nie stracili młodzieńczego ducha. Najmocniejszym elementem krążka są zdecydowanie partie gitarowe, których brzmienie przypomina czasem Sonic Youth („Pure O“, „Back To The Bolthole“). Całość jednak zachowuje znany przez nas styl The Cribs. Nie brakuje tu wolniejszych utworów takich jak „Confident Man“ oraz „I Should Have Helped“, które, o dziwo, nie tworzą marnych zapychaczy. Pozwalają słuchaczowi na moment się odprężyć. Znów potem longplay nabiera tempa dzięki świetnym przejściom z „Stalagmites“ przez „Like A Gift“ do „Butterflies“. Na deser zostaje „Arena Rock Encore With Full Cast“. Słychać, że to koniec. Jednak po dawce tylu różnorodnych, idealnie dobranych piosenkach chce się jeszcze raz włączyć odtwarzacz. Niby Anglicy zachowali schemat poprzednich nagrań, jednak piątemu krążkowi nadali specjalny charakter, którego brakowało w poprzednich.
„In The Belly Of The Brazen Bulls“ nie jest tylko płytką na parę odsłuchów. Za każdym razem nasze ucho wyłapuje coś zupełnie innego. Raz odpływamy z dźwiękami gitary elektrycznej, tu zaraz porywa brzmienie basu, gdy nagle z transu wybudza nas perkusja. Nawet jeśli ów longplay przeleci gdzieś przez głośniki, to takie „Uptight“ gdzieś Wam się zanuci.
The Cribs odwalili kawał dobrej roboty. Jeśli jeszcze nie słuchaliście, koniecznie nadróbcie zaległości. Utwory, choć czasem infantylne, pozytywnie wpłyną na każdego. Zaletą nagrania jest też to, że idealnie nadaje się na słoneczne dni pełne szaleństwa. Bawcie się tą płytą i „Eat cookies and cream from the store at the end of the street”!
Miz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz