Label Italians Do It Better rozkręcił się w ostatnim czasie. W
lipcu ubiegłego roku ukazała się debiutancka płyta Mike'a Simonetti'ego –
szefa wytwórni, a pod koniec ubiegłego roku, w formie elektronicznej
ukazał się dwu płytowy longplay projektu Symmetry. Niestety za sprawą
daty wydania, album został przeoczony i pominięty w mediach zajmującymi
się alternatywną muzyką. Szerszej recepcji doczekał się na początku tego
roku, wraz z ukazaniem się na fizycznym nośniku. "Themes For An
Imaginary Film" to spowita mrokiem, misternie opracowana dźwiękowa
retro-odyseja (trwa ponad 2 i pół godziny!), której kolorytu nadają
ejtisowe bity i synthy, ale nie tylko, bo pojawiają się również żywe
instrumenty, takie jak gitara, altówka czy wiolonczela. Jeśli podobał
się Wam soundtrack do filmu Drive, to wielce prawdopodobne, że polubicie
również muzykę Symmetry. Polecam!
A za całym projektem stoi Johnny Jewel, współzałożyciel
Italians Do It Better, najbardziej eksploatowany gość w całym labelu.
Multiinstrumentalista, producent większości projektów, a w dodatku
członek kilku zespołów takich jak Chromatics, Glass Candy czy Desire. Po
sfinalizowaniu swojego koncept-albumu, po pięciu latach oczekiwań,
przyszedł czas na powrót kultowej w pewnych kręgach formacji Chromatics.
Premiera płyty była wielokrotnie przekładana, a single, które zespół
wypuszczał co jakiś czas tylko zaostrzały apetyt fanów. Kilka dni temu
wszyscy, którzy nie mogli doczekać się follow-upu do "Night Drive",
wreszcie mogli odetchnąć z ulgą. "Kill For Love" liczy 17 kompozycji i
trwa ponad półtorej godziny. Nie ma co, żeby ogarnąć całość, trochę
czasu trzeba poświęcić.
Band Chromatics uznanie zdobył klimatycznymi, mrocznymi,
przesyconymi nostalgią piosenkami w duchu lat 80-tych, swobodnie
mieszając wpływy synth-popu, post-punka czy italo-disco. Całość dopełnia
głęboki i delikatny wokal Ruth Radelet, który jest świetnie brzmi na
tle syntezatorowych pasaży i surowych beatów. Oczywiście ich kawałki
najlepiej sprawdzają się nocą, wiadomo. Mają niejako spełniać rolę
soundtracku do bezsennych nocy, które wypełnione są tęsknymi
przemyśleniami o miłości, samotności i wszechświecie. Czyli takie tam
smętne granie.
Mniej więcej tak funkcjonuje muzyka Chromatics w
świadomości tych, którzy się z nią zetknęli. Po albumie ''Night Drive'',
który stał się przełomowym punktem w ich karierze, szybko znaleźli się
miłośnicy tego rodzaju dźwięków. Stąd też nowy album był tak bardzo
wyczekiwany. I wreszcie jest. Słuchając tych piosenek od razu wiemy, że
słuchamy... Chromatics. ''Kill For Love'' jest logiczną kontynuacją
poprzedniej płyty. Wciąż uwodzi słuchacza mrocznym brzmieniem, smutkiem,
ejtisowymi synthami i wokalem Ruth. Choć trzeba przyznać, że nowe
utwory są bardziej dopieszczone produkcyjnie w porównaniu z nieco
punkowym brzmieniem poprzedniego albumu. Piosenki są jeszcze surowsze,
oszczędniejsze w środki, a gitary częściej stają się instrumentem
wiodącym, wypierając syntezatory.
Tak więc jest to materiał ewidentnie skrojony pod fana
Chromatics. Choć grono wielbicieli z pewnością się powiększy, bo ''Kill
For Love'' to ciekawy zestaw, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.
Wybierać jest z czego. Mamy cover Neila Younga ''Into The Black'', w
którym zapętlony motyw gitary staje się częścią opowieści, chwytliwy
pop-song, tytułowy ''Kill For Love'', urokliwy ''Back From The Grave''
czy new-wave'owy ''The Page''. A to tylko pierwsze numery z tracklisty.
Każdy z utworów może się podobać. Mój faworyt to chyba eteryczny ''Black
Mirrors'', który przywołuje klimat spokojniejszych fragmentów ''Night
Drive''. Jeśli miałbym na coś narzekać, to chyba na to, że utwory brzmią
dość podobnie, czasem ciężko je od siebie odróżnić. Nie brakuje też
długich i nudnych fragmentów. Ostatni utwór, trwający 14 minut ''No
Escape'' owszem robi wrażenie, ale nic by się nie stało, gdyby skrócić
go o połowę. Podobnie jak cały album można by zredukować do 60 minut.
Choć zdaję sobie sprawę, że prawdziwi fani Chromatics absolutnie się z
tym nie zgodzą i dla nich ''Kill For Love'' mogłoby trwać jeszcze
dłużej.
Tomek
http://ohmygod.aevi.pl/webcomic/241.jpg
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, musiałem :)