The Ting Tings to damsko-meski duet z Anglii, grający muzykę z pogranicza indie-popu i elektroniki. Zdobyli pokaźną grupę fanów dzięki pierwszej płycie, a w szczególności promującym ją singlom. Jeden z nich, Shut Up And Let Me Go, na pewno kojarzą wszyscy posiadacze telewizorów, dzięki reklamom w których był użyty. Ja poznałem pierwszą płytę niedawno i oprócz kilku dobrych kawałków za bardzo mnie nie porwała. Drugi album, "Sounds From Nowheresville", jest inny. Utwory są bardziej zróżnicowane i chwytliwe. Największą siłą albumu są energetyczne piosenki, jak singlowe "Hang It Up", "Hit Me Down" "Sonny", czy "Give It Back" w którym brzmią jak popowe The White Stripes. Należy tez zwrócić uwagę na rozbujane "Soul Killing" i "Day to Day" - łagodny, popowy kawałek, który zapewne za kilka miesięcy zostanie podchwycony przez polskie komercyjne stacje radiowe lubujące się ostatnimi czasy w odrobinę bardziej alternatywnych dźwiękach.
Możemy darować sobie słuchanie albumu do końca, ponieważ ostatnie dwa utwory są najsłabszymi na płycie. Pierwszy z nich - "Help"- to nudny utwór z trochę bezsensownym tekstem, a drugi, "In My Life", to bardzo smętna piosenka z rozbudowanymi partiami skrzypiec i tekstem o nieszczęśliwej miłości.
"Sounds From Nowheresville" zostało mocno skrytykowane przez zagraniczna prasę muzyczną. Na przykład Guardian wystawił albumowi dwójkę, a Pitchfork ocenił go na 1.8. Ja się z tymi ocenami zupełnie nie zgadzam. The Ting Tings nie robią żadnej wyższej sztuki. To po prostu dobre piosenki które się fajnie nuci i tupie przy nich nóżką.
Michał
Michał
Moim zdaniem The Ting Tings są uroczy. Może niezbyt ambitni, ale bardzo przyjemni. c:
OdpowiedzUsuńoch, "shut up and let me go"! CUDOWNE:)
OdpowiedzUsuńPierwsza, a druga płyta TTT to różnica lat świetlnych. Zresztą nie muszą tworzyć wysokiej sztuki, chodzi o to żeby ten pop był naprawdę fajną muzyką, a nie zbitką utworów, których mamy dość po niecałej minucie.
OdpowiedzUsuń