Wybrać 5 piosenek z całego muzycznego świata to rzecz niezwykle trudna. Ale niech i tak będzie.
Za każdym razem gdy słucham tej piosenki, poraża mnie jej melancholijne piękno. Czarujący i głęboki tembr głosu Nico idealnie uzupełnia się z osadzoną w folkowej tradycji warstwą instrumentalną utworu. A te fenomenalne smyczki i flety, które producent Tom Wilson dograł do wersji akustycznej piosenki, wcale nie podobały się artystce. Podobno gdy po raz pierwszy słuchała płytę, zaczęła płakać dlatego, że usłyszała dźwięki fletu. No cóż, dla mnie cudo.
Stevie Wonder z lat 70-tych = totalny boss. Wtedy nagrywał funkowe perełki, podbite obłędnym groovem ("Higher Ground", "Superstition") i kunsztowne, krystaliczne ballady, które wzruszają do łez ("You And I" czy "Golden Lady" właśnie). Słuchając GL mam wrażenie, że obcuję z jakimś mistycznym zjawiskiem, z czystym pięknem pod postacią dźwięków. Stevie wkłada całe serce i duszę, gdy śpiewa kolejne partie. Charyzma i emocje, w połączeniu z kompozycją (to jak się rozwija, od akordów fortepianu, przez bas i perkusję, a potem wszystkie dźwięki łączą się z wokalem i splatają w jedną całość = nie mam słów) składają się na jedną z piosenek mojego życia.
Wystarczyłoby napisać, że to mój ulubiony utwór The Smiths. Nie "There Is A Light That Never Goes Out" nie "This Charming Man". Właśnie TEN. Perfekcyjny utwór w każdym calu. W ciągu tych trzech i pół minuty dzieje się tak wiele, a oni radzą sobie z tym wszystkim z taką gracją i wdziękiem, że aż ciężko uwierzyć. I jeszcze na koniec Johnny gra solówkę! Bezczelność! :)
To nie do końca jest piosenka. Utwór zamykający arcydzieło Disintegration bardziej istnieje w mojeje świadomości jako dźwiękowy lament, będący nieudaną próbą pogodzenia się z losem. To chyba najsmutniejsza rzecz jaką ktokolwiek, kiedykolwiek napisał, zaaranżował i nagrał. Zarówno warstwa instrumentalna jak i liryczna są wstrząsające. A ostatnie słowa Smitha nie dają złudzeń: "I'll never lose this pain / Never dream of you again" - w tej piosence nie ma absolutnie żadnej nadzieji. To straszne, ale jakie piękne.
Nie będę ukrywał, że można się w tej piosence doszukać jakiejś ukrytej głębi, drugiego dna czy doznać intelektualnych lub metafizycznych przeżyć. Nic z tego! Otóż formacja Stardust (która ma na koncie tylko tę jedną piosenkę!) zaprasza nas do niezobowiązującego, spontanicznego, beztroskiego i hedonistycznego tańca! Cały sekret polega na niesamowicie chwytliwym samplu, który jest zapętlany i powtarzany w kółko. A najlepsze jest to, że nie może się znudzić! French-touchowy banger z legendarnym już basem, który po dziś dzień inspiruje producentów, którzy parają się taneczną elektroniką. Tylko tańczyć!
Nie podoba mi się.
OdpowiedzUsuńZa Golden Lady i generalnie docenienie Wondera - ogromny plus c;
OdpowiedzUsuń